sobota, 24 stycznia 2015

Drrr!! Shizaya "Za swoje czyny trzeba ponosić konsekwencje" Rozdział 8

Tak, więc...powracam z kolejny rozdziałem, którego pisanie zajęło mi...jak zawsze za dużo czasu. ;-; Muszę się w końcu trochę ogarnąć. Powaga...

Nie wiem co wam tu powiedzieć, więc jak na dobrego autora przystało, nie będę was nudziła moim gadaniem. =^.^=

Zapraszam~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 8

 Shizuo:
No wiedziałem, że tej mendy nie da się zabić. Po prostu to wiedziałem. Kiedy przyjęli kleszcza do szpitala, stwierdzili, że "jest z nim bardzo źle", a jakieś 10 minut temu podszedł do mnie lekarz i stwierdził, że "wszystko jest w porządku". Do cholery...ja nie wiem jak te szpitale są zorganizowane!
Przechadzałem się właśnie po korytarzu, w tę i z powrotem. "Co ja tu właściwie robię?!" - zacząłem się nad tym zastanawiać. Ehh...mógłbym teraz pójść do domu, ale przecież obiecałem Shinrze, że się nim zaopiekuję, więc nie mogę teraz, kiedy Shinra wraca za dwa dni, zostawić go, jak to mówią "na pastwę losu". Choć sądzę, że tej mendy i tak nie da się pozbyć. Jest jak taki wrzut na tyłku. Z chęcią bym go teraz złapał i..."Ugh! Uspokój się Shizuo. Uspokój się. Nie rób scen w szpitalu. Poza tym...ta pchła jest teraz nieprzytomna." - uspokajałem się, a kiedy w końcu mi się to udało, moją głowę zaczęło zaprzątać coś innego. Mianowicie...dlaczego pomyślałem...dlaczego w ogóle zacząłem zastanawiać się nad tym, czy ta pchła jest, nadal, moim wrogiem. Oczywiście. I o czym ja wtedy niby myślałem? To był po prostu szok. Tak...na pewno szok.
Usiadłem w końcu na jednym z krzeseł przy sali 66. Szkoda, że nie "666". Świetnie by do niego pasowało. "Czemu ja ciągle o nim myślę?!" - aż zazgrzytałem zębami, kiedy zdałem sobie z tego sprawę. Czy on musi sprawiać problemy, nawet kiedy jest nieprzytomny? No, musi? Najwidoczniej...
Obok mnie przeszła jakaś starsza pani, krzywo mi się przyglądając. To właśnie jeden z powodów, dla którego nie cierpię szpitali. Wszyscy się na ciebie patrzą, jakbyś się urwał z choinki, bo siedzisz w poczekalni, a w ich małych główkach mnożą się jak takie robaki, jakieś chore pomysły i urojenia. "Pamiętaj co obiecałeś Shinrze. Pamiętaj co mu obiecałeś." - pomyślałem, że jeżeli będę to powtarzał, wszystko dookoła nie będzie mnie tak denerwowało. Nie mogłem się bardziej oszukać.
Po holu biegały jakieś dzieci i wydzierały się wniebogłosy, jakiś pacjent bez przerwy dzwonił tym przyciskiem, żeby wezwać jakąś pielęgniarkę, a one były tak rozgadane, że albo naprawdę go nie słyszały, albo, co obstawiam, miały go głęboko w dupie. "A niech se facet podzwoni." A jak...bo po co zwracać uwagę na innych, których mniej czy więcej, może to denerwować. Poza tym, było jeszcze wiele czynników, które prawie, że przyczyniły się do całkowitego rozdrażnienia mnie. Ale wróćmy do rzeczywistości.
Siedziałem tak już dobrą godzinę, jak nie więcej i kiedy już powoli zaczynałem przysypiać, podszedł do mnie, jakiś nie za wysoki brunet, w kitlu podobnym do tego Shinry, z tą różnicą, że on go dostał służbowo, a Shinra...w sumie, nie wiem skąd on je bierze.
- Jest pan znajomym pana Orihary? - spytał, dość formalnym, acz miłym tonem. Chwilę zajęło mi przeanalizowanie jego pytania, ale nie było to nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że przed chwilą, jeszcze spałem.
- Tak. - mruknąłem niechętnie i podniosłem się z krzesła. Tak jak myślałem. Był, mniej więcej, o głowę niższy ode mnie, ale to akurat nie istotne. - Więc...? - ponagliłem go, widząc, że nie spieszy mu się z otworzeniem ust. "Chciałbym tylko pójść spać...Czy ja proszę o tak wiele?!" - przemknęło mi przez myśl, kiedy zobaczyłem jak z zakłopotaniem drapie się po głowie.
- Chciałem pana powiadomić, że z pańskim znajomym jest wszystko w porządku. Zostawimy go tylko na obserwacji i jeżeli wszystko będzie w porządku, jutro zostanie wypisany. Ma tylko sporo, nieszkodliwych ran i zadrapań. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale jak to mówią, "Złego diabli nie biorą". - zaśmiał się krótko i po skinięciu mi głową, odszedł w stronę jednej z sal.
"A nie mówiłem? Tej mendy nie da się zabić." - zaśmiałem się krótko. "Nawet pan nie wie, panie doktorze, jak dobrze pan trafił z tym stwierdzeniem." - uśmiechnąłem się pod nosem i po chwili zastanowienia, doszedłem do wniosku, że zanim wrócę do domu, zajrzę jeszcze do tej pchły. Nie wiem dlaczego. Po prostu, naszła mnie taka ochota.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przekroczeniu drzwi, spojrzałem na osobę, leżącą w szpitalnym łóżku. Menda wcale nie spała. Wręcz przeciwnie. Wpatrywał się w coś za oknem. Bez tego swojego wrednego uśmieszku, wygląda...jakoś tak inaczej. Na dodatek...w tej białej pościeli, jakby się mu tak przyjrzeć, wcale nie wygląda jak wredna menda, a raczej jak zwykły chłopak, którego...mógłbym w sumie polubić.
- Oi, pchło... - mruknąłem, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Nie potrafię. No po prostu nie potrafię z nim przebywać, kiedy...nie zachowuje się jak on. Zupełnie, jakbym rozmawiał z kimś innym.
W sumie, nieźle go urządziłem. Pełno plastrów, opatrunków i Bóg wie, czego jeszcze. Aż sam się dziwię, że on jeszcze żyje...
Oczywiście, tak jak się mogłem spodziewać, kiedy tylko usłyszał mój głos, na jego twarzy wykwitł wredny uśmieszek. Ale teraz już przynajmniej wiem, że ma więcej niż jeden wyraz twarzy.
- Shizu-chan~! Martwiłeś się o mnie i postanowiłeś sprawdzić czy nadal żyję~? To do ciebie nie podobne potworku~! - zrobił smutną minkę, po czym roześmiał się, tylko, że...w taki...inny sposób. Nie wiem czym się różni. Nie jestem dobry w takich rzeczach.
- Zamknij się. - burknąłem odwracając od niego głowę. Zawsze chciałem...nie twierdze oczywiście, że nadal nie chcę...go zabić, ale...czułem, można powiedzieć wstyd. To co mu zrobiłem...doskonale potwierdzało jego teorię, że jestem potworem, a przecież zawsze powtarzam, że nim nie jestem. Więc...dlaczego znowu to zrobiłem? I dlaczego, w ogóle jego zdanie mnie cokolwiek obchodzi?
Z powrotem przeniosłem wzrok, ze ściany, na mendę. Cholera! Dlaczego ten jego wredny uśmiech, tak bardzo mnie wkurwia?!
Warknąłem cicho pod nosem i westchnąłem, żeby trochę się uspokoić, mimo, że nawet nie byłem zbytnio zdenerwowany.
- Rozmawiałem z lekarzem. Stwierdził, że zostawią cię dzisiaj na obserwacji, a z racji, że twoimi jedynymi obrażeniami są te rozcięcia, jutro zostaniesz wypisany. - streściłem, wszystko czego dowiedziałem się od lekarza, w jednym zdaniu.
- Shizu-chan...nigdy bym cię nie posądził, o znanie tak wielu słów~! - uśmiechnął się na ten swój wredny sposób i popatrzył mi prowokacyjnie w oczy. On to robi specjalnie, czy się może już przyzwyczaił?? Miałem ochotę stamtąd wyjść, ale...Zaraz, nie ma żadnego "ale". Po prostu mogę sobie stąd wyjść, pójść do domu i przyjść po niego dopiero jutro. Czemu wcześniej na to nie wpadłem?
Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Z cichym mruknięciem, mającym znaczenie słów: "Na razie. Przyjdę jutro.", wyszedłem z sali szpitalnej, nawet na niego nie patrząc i udałem się do domu. Droga była nad wyraz krótka, co wydało mi się dość dziwne, biorąc pod uwagę, że kiedy czekałem na taksówkę, czas strasznie mi się dłużył. "Może po prostu, trochę się zamyśliłem?" - szczerze, nawet nie umiałem powiedzieć, co się działo, w czasie drogi powrotnej. Nie pamiętam. Chyba, aż za bardzo się zamyśliłem. Może to wina ziółek Shinry? Ostatnio podał mi jakieś z większą dawką leku uspokajającego. "Bo przecież...to chyba nie przez tę mendę? Nie myślałem o nim, przecież. Chyba." - starałem się utwierdzić samego siebie w tym przekonaniu, jednak im bardzie to sobie wpajałem, tym bardziej miałem wrażenie, że to jednak kleszcz, zaprząta moje myśli.
Uh...aż mnie głowa rozbolała od tego myślenia. I jak zawsze jest to wina pchły...bo jak inaczej.
Odstawiłem kontemplację na dalszy plan i po zdjęciu butów, udałem się do pomieszczenia w domu zwanego kuchnią. (Jakbym nie mogła po prostu napisać, że "poszedł do kuchni" -.- Ale, nie...bo po co? dp. Izu) Wyjąłem z lodówki kartonik mleka i nie kłopocząc się wyciąganiem szklanki, wypiłem go trochę z kartonu. Zrobiłem sobie jeszcze kanapki i poszedłem z nimi do salonu. W sumie...sam fakt, że kleszcza nie ma w pobliżu sprawia, że czuję jakby dom był, jakiś taki pusty. Nie podoba mi się to uczucie.
Przejrzałem, mniej więcej, co leci na kanałach w telewizji, sposobem "klikaj przycisk <P+> aż nie dotrzesz z powrotem, do pierwszego programu", wyłączyłem telewizor i poszedłem do łazienki. (I:Shizu-chan taki brudas...nawet nie pozmywał o.o Sh:Bo było późno! >.< I:Tak się tłumacz... dp. Izu)
Po krótkim prysznicu, odruchowo ruszyłem w stronę salonu i  kiedy stanąłem przed kanapą, zdałem sobie sprawę z tego, że menda nie zajmuje już mojego łóżka. Mrucząc pod jego adresem, jakieś przekleństwa, spojrzałem ostatni raz na zegarek <22:15> "Nawet nie wiem, kiedy to zleciało." i poszedłem do pokoju. Od tak dawna nie spałem w swoim ciepłym i miękkim łóżku, a to wszystko wina tej wrednej pchły, więc teraz, miękki materac i ciepła kołdra, były dla mnie zbawieniem.
Chciałem, choć na chwile przestać myśleć, o swoim poczuciu winy. Zamknąłem oczy i z jakiegoś powodu, byłem tak wyczerpany, że już po chwili zasnąłem.

Izaya:
Muszę przyznać, że Shizu-chan całkiem nieźle mnie urządził. Tak właściwie, zastanawiam się nad tym...po co mnie tu przyniósł. Hahahaha~!! Już sobie wyobrażam tę masę niekomfortowych pytań, na które nie wiedział jak odpowiedzieć. Szkoda, że go wtedy nie widziałam~! No, ale cóż...muszę kiedyś sprowokować taką sytuację. Przecież okazja, żeby zobaczyć jak Shizu-chan się tłumaczy, nie może mi przejść koło nosa.
Oczywiście, jak zawsze z Shizu-chan'em, ucięliśmy sobie, krótką i jakże miłą wymianę zdań, po czym tak po prostu wyszedł, mrucząc coś pod nosem. Powinien się cieszyć, że mam dobry słuch i dosłyszałem, że "przyjdzie po mnie jutro", bo inaczej miałby przechlapane u Shinry. Już widzę, jakby się usprawiedliwiał, gdyby Shinra, "przypadkiem" dowiedział się o stoliku. Z tego, że Shizuś nie wywalił mnie ze swojego mieszkanka...i że w ogóle w nim byłem...no i może coś tam wspominał, ale nie pamiętam...wnioskuję, że obiecał doktorkowi, że się mną zajmie, a tamten baluje gdzieś na jakiejś Majorce. Skąd wiem?? Sekret Informatora~! Co nie zmienia faktu, że to prawda.
Dziwne, że kiedy Shizu-chan wyszedł...zrobiło się tak jakoś pusto. Nie to, że może od razu zależy mi na jego towarzystwie, ale po prostu...nie lubię szpitali. Zresztą...chyba nikt ich nie lubi. No, może poza Shizu-chan'em, ale on zawsze odstaje od normy. W końcu tyle już razy leżał w szpitalu, że...Chwila...Chwila~! Dlaczego wszystko o czym pomyśle sprowadza się do postaci Shizu-chan'a~? Ja rozumiem...pocałował mnie, spędzam z nim ostatnio dużo czasu...w większości byłem nieprzytomny, ale to nie ważne...no, ale bez przesady. Przecież się w nim nie zakochałem, ani nic. Jak już wcześniej, chyba wspominałem, jest jedna, bardzo istotna sprawa, która zaprzecza danemu pomysłowi, a mianowicie: "Obaj jesteśmy mężczyznami~!". To zdecydowanie nie wchodzi w grę.
Akurat w tym momencie, drzwi otworzyły się z cichym szuraniem, a ja wyrwany z zamyślenia (jak to dziwnie brzmi o.o dp. Izu) odwróciłem głowę od okna, w stronę osoby stojącej w drzwiach. Zabawne, ale...poczułem dziwnego rodzaju, zawód, kiedy okazało się, że to tylko jakiś lekarz. Ale przecież, nie liczyłem na to, żeby przyszedł kto inny. "Chyba."
- Dzień dobry...a może raczej, dobry wieczór, panie Orihara. - mężczyzna w długim, białym kitlu, identycznym jak ten Shinry, o brązowych oczach i włosach, na dodatek w okularach na nosie, przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobry wieczór. - odpowiedziałem, uśmiechając się, natomiast, trochę psychopatycznie. "Bo najważniejsze, to dobre pierwsze wrażenie" ~ oto moja dewiza życiowa. Muszę przyznać, że naprawdę często się przydaje. Nikt mnie o nic nie podejrzewa i jestem po prostu przypadkowym przechodniem, co godzi w moje ego lub w zupełnie innym przypadku, już na starcie wszyscy trzymają mnie na dystans i żeby uniknąć "nieprzyjemności" potrafią mi wyśpiewać, zupełnie wszystko.
- Sądzę, że pan Heiwajima już pana poinformował, co do zaistniałej sytuacji? - popatrzył na mnie wyczekująco, a uśmiech dalej nie schodził mu z twarzy. Oto jest...kolejny z moich ukochanych i tak ciekawych ludzi. Pomyślałby kto, że potrafią tak otwarcie rozmawiać ze swoim Bogiem~?
- Oczywiście. - odpowiedziałem, krótko, dalej lustrując go wzrokiem. Albo moi ludzie, stali się przez czas mojej nieobecności, zbyt pewni siebie, albo to ja wyszedłem z wprawy i straciłem trochę "szacunku" i "wyższości" w ich oczach. Ale spokojnie...powoli wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy. - Czy to już wszystko? - spytałem trochę mrukliwie, jednak już po chwili zrekompensowałem się i założyłem jedną z najbardziej przerażających masek. Nie powiem...tym razem facet, trochę się zmieszał, bo uśmiech trochę mu przygasł.
- Tak mi się wydaje. - odpowiedział krótko, a pomiędzy brwiami, wyskoczyła mu mała zmarszczka. Matko i córko~! "Uwielbiam jak Shizu-chan'owi wyskakuje taka zmarszczka lub jak ta fajna żyłka pulsuje mu na skroni na mój widok~! To jest tak strasznie, strasznie zabawne~!" - na samą myśl o tym zachciało mi się śmiać, jednak za wszelką cenę, starałem się otrzymać na twarzy, jak ja to mówię, "pokerową twarz psychopaty", nawet, jeżeli w środku zwijałem się ze śmiechu.
- W takim razie, czy mógłby pan opuścić moją salę~? Nie czuję się najlepiej i chciałbym trochę odpocząć~! Chyba pan rozumie~? - powoli zmieniłem wyraz swojej twarzy, z psychopatycznej, na delikatny uśmiech. Od razu dało się zauważyć jak jego mięśnie się rozluźniają. "Phi~! Ta zwyczajność moich kochanych ludzi, powoli mnie nudzi~! O nawet jest rym~!" - nie wytrzymałem i tym razem, cicho zaśmiałem się pod nosem, na co odpowiedziało mi przenikliwe i zaciekawione spojrzenie "pana doktora".
Widząc, że nadal nie ruszył się z miejsca, odchrząknąłem wymownie dając mu tym do zrozumienia, że chyba o czymś zapomniał. Oczywiście, jak na zawołanie znów niewinnie się do mnie uśmiechnął i po skinięciu do mnie głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
No i znów zostałem sam. Szczerze powiedziawszy, kiedy jest się samemu w szpitalu, jest jeszcze gorzej, niż jak się jest w szpitalu z Shizu-chan'em. No i znowu~! Dlaczego ciągle o nim myślę~? Przecież to nie ma, żadnego sensu. No dobra, jesteśmy wrogami, ale nie powinienem porównywać wszystkiego co tyczy się mnie, do niego. To się powoli robi dziwne.
Z cichym westchnieniem spojrzałem za okno. "Ciekawe co teraz robi mój potworek~?" - zacząłem się zastanawiać i odruchowo spojrzałem na zegarek. <22:15> No trochę już późno. Pewnie śpi. Hahahah~!! I dziękowałby pewnie Bogu, gdybym nie był takowym, ja, za to, że już mnie tam nie ma i może spokojnie wyspać się w łóżku. Eh...wielka szkoda. Uwielbiam uprzykrzać mu żucie. To takie zabawne~!
Zaśmiałem się sam do siebie i ułożyłem wygodniej na łóżku, w czym trochę przeszkodziły mi zadrapania, siniaki i innego rodzaju "pamiątki", po ostatnich kilku dniach, spędzonych w obecności Shizu-chan'a. "Hahahah~!! On naprawdę mnie kiedyś wykończy~!" - na samą myśl o tym, zachciało mi się śmiać, jednak byłem już tak zmęczony, że nawet tego nie chciało mi się zrobić. Na dodatek strasznie rozbolała mnie głowa, więc już po chwili, zacząłem odpływać i nawet nie wiem, kiedy usnąłem.

Shinra:
Zastanawiam się co z Izayą, od początku naszego pobytu. No dobra...nie zastanawiam się, ale Celty ciągle mi o tym przypomina, przez co nie mogę przestać myśleć i zadawać sobie pytania, czy zostawienie go pod opieką Shizuo było dobrym pomysłem. Niby nadal nikt do mnie nie dzwonił z wiadomością, że zdemolowali jakiś dom, czy może nawet całe Ikebukuro, więc chyba nie jest tak źle...prawda?
Przekręciłem się na drugi bok, odsuwając się tym samym od mojej bezgłowej ukochanej. Spojrzałem na elektroniczny zegarek, stojący na szafce obok łóżka. <01.16> Ciekawe, która teraz jest w Tokio. Zapewne o wiele wcześniej, ale szczerze, nie umiem określić która. (Gomen ne... ;-; Naprawdę nie umiem określić, więc strzeliłam na chybił trafił...chodziło tu raczej, żeby było trochę później dp. Izu)
Miejmy nadzieję, że po naszym powrocie, nie zastamy miasta w płomieniach, ani zrównanego z ziemią. Tak...raczej przeceniam ich możliwości. Choć z Shizuo wszystko jest możliwe.
Położyłem się na wznak i zamknąłem oczy. Do pobudki jest jeszcze sporo czasu, więc spróbowałem zasnąć. Na szczęście nie trwało to długo, bo już po niedługim czasie odpłynąłem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Teraz możecie mnie zabić... ;-; Oczywiście~!! Jak zawsze zmartwychwstałam~!! *O* Tylko po co...? ;-;
Nie bądźcie na mnie źli, ale ostatnio nie miałam weny...LENIWA IZU~!! xc

Piszcie co o tym sądzicie i takie tam :P
Pozdrawiam~

6 komentarzy:

  1. Hejo~!
    W KOŃCU napisałaś ten rozdział :D
    Rozdział jest bdb, chociaż miałam nadzieję na to, że będzie coś ciekawego z doktorkiem :p byłoby zabawnie >.<
    Ale, ale, rozdział ma like od Neko i liczę że niedługo kolejny :)
    Bye~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w ogóle to to jest 69 post na naszym blogu xD

      Usuń
    2. Tak, tak...wiem, że kazałam czekać ;-; ale, ale...jak już mówiłam (ci) to był spisek...SPISEK przeciwko mnie~!! To ta kostka...i ta głupia klawiatura -.- *niebezpiecznie mruży oczy* Ne, ne...bo zeszliśmy na zuy tor myślenia *szybko zamienia groźny wyraz twarzy na niewinny uśmiech* Cieszę się, że rozdział ci się spodobał. =.^.= I pomyśleć, że tyle czasu go nie ruszałam, a jak przyszło co do czego to napisałam go w...w sumie...tak z trzy godziny go pisałam :/ Ale dłuuugaśno o.o
      Huhuhu~!! Nawet nie zauważyłam *O* Przypadeg? Nie sondze. :3
      Eh...no nie wiem, kiedy będzie następny. ;-; Jak widzisz...tak oto wygląda moje pisanie :P Trzeba mnie ciągle motywować, a tu u nas nikt nie motywuje, bo nikt tego nie ocenia ;-; Może czyta, ale nie ocenia ;-; Buu~!!
      Pozdrawiam, weny i idę czytać twój rozdzialik. :3

      Usuń
    3. Nom, niestety nas nie motywują ;-;

      Usuń
  2. Dobry rozdział :3 Akcja się rozwija, ptaszki ćwierkają, shizaya rozkręca ~ Podobało mi się ostatnie wtrącenie Shinry i to, że nie rozwodziłaś się w nim o dupie Marynie, tylko przedstawiłaś konkrety.Podobała mi się akcja z doktorem i z "strasznym Izayą" ale nie podobał mi się sposób w jaki to napisałaś. " Przybrał najstraszniejszą ze swoich masek" ehh no po prostu nie mogę odeprzeć wrażenia, że jestem w przedszkolu i oglądam jakąś bajkę powerrengers ( nie wiem jak to się piszę) a oni zaczynają używać różnych swoich mocy *.* To zwyczajnie taki dziwny obraz tworzy... już nie mówiąc, że na początku rozumiesz "straszną" maskę jako przerażającą a nie jako budzącą respekt. No to jedyny mankament, bo reszta świetnie jak zawsze. Klasa musi być :3 ~ Przepraszam ale nie napiszę nic więcej w tym komentarzu, bo padam na twarz (upada deską w tył i odpływa gdzieś daleko). Boli mnie głowa i jestem zmęczona... ale mimo to jakoś nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem chociażby takiego komentarza do tego rozdziału. Dziękuje ci za wszystkie komentarze zostawione na moim blogu (wiwatuje z radości) przeczytałam już wszystkie i jutro biorę się za odpowiadanie. Cieszę się, że spojrzałaś też na te moje wypociny :) No to chyba tyle z mojej strony ( kręci głową załamana), wszystko odkładam na jutro- jak zawsze. ~ Pozdrawiam i życzę venyyyy ~^^~ ... >.<... Sasha-chaaaaa(ziewa *o* )aaaan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również dziękuję ci, za każdy komentarz pod moimi rozdziałami.. Cieszę się, że komuś się to podoba, mimo błędów no i tego na co zwracasz mi uwagę~ Będę starać się poprawić :**
      Pozdrawiam

      Usuń