Jestem takim gunwem. Nie polecam bycia mną i posiadania mojej weny czy chęci do robienia czegokolwiek. (Y) No, ale może teraz uda mi się w końcu coś naskrobać xo
Trzymajcie za mnie kciuki ponczki x''''D
Zapraszam~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 18
Izaya:
Jeszcze przez dłuższą chwilę po całym zajściu byłem w szoku, wpatrując się w miejsce gdzie przed momentem zniknął nasz nieproszony gość. Pomińmy fakt, że czułem się dziwnie z myślą, że to "nasz" gość. W końcu jednak przeniosłem wzrok na jęczące coś pod moimi nogami i usiadłem wolno, zerkając na Shizu-chan'a, który właśnie płaszczył się przede mną na dywanie. Sam ten widok był tak zabawny, że nie mogłem się powstrzymać, aby nie parsknąć pod nosem, zaraz potem zaczynając się śmiać na cały głos.
- Shizu-chan, nie wypinaj się tak, bo pomyślę, że to zaproszenie~ - zawołałem, zgrabnym ruchem podnosząc się z łóżka i już zaraz złapałem pierwszą, lepszą koszulę, leżącą na podłodze. Po jej wielkości, wnioskuję, iż nie należała ona do mnie, ale obecnie obchodziło mnie to jak zeszłoroczny śnieg. Nawet przekleństwa i warczenie Potworka nie były w stanie zmusić mnie do pozostania w pokoju, więc w samej koszuli, udałem się w stronę salonu, gdzie spodziewałem się zastać naszego gościa. Oczywiście się nie pomyliłem i po raz kolejny z trudem powstrzymywałem wybuch śmiechu, widząc czerwonego doktorka, który nerwowo poprawiał okulary na nosie, rozglądając się ukradkiem, jakby się bał, że za chwilę zza komody lub telewizora wyskoczy na niego nagi Shizu-chan. Osobiście pewnie nie chciałbym tego przeżyć. - Shinra~ - kącik moich ust uniósł się odrobinę, kiedy zobaczyłem jak podskoczył w miejscu, jednak starałem się nie dać nic po sobie poznać. - Co sprowadza cię w nasze skromne progi? - spytałem, a pytające spojrzenie jakie mi posłał zza swoich okularów, utwierdziło mnie w przekonaniu, iż nadużywam słowa "nasze" lub ewentualnie "nasz", jednak ani jedno, ani drugie nie wydaje się być w porządku. Łatwo się domyślić, że na końcu języka już miał pytanie o to, dlaczego powiedziałem to tak, a nie inaczej, jednak na jego szczęście postanowił dać sobie spokój. Szczerze powiedziawszy sam nie wiem co musiałbym mu zrobić, gdyby o tym wspomniał. Wydłubałbym mu oczy i odciął język. I może jeszcze nos, żeby nie wtykał go tam gdzie nie powinien. Niestety te plany muszę pozostawić na kiedy indziej.
- Cóż.. Zastanawiałem się czy.. Ee.. Nie byłem pewien czy wy wciąż.. Przyniosłem jedzenie dla Shizuo! - dokończył wreszcie, a ja przez dłuższą chwilę stałem i po prostu na niego patrzyłem, mrugając bardzo powoli, aż w końcu po raz drugi lub nawet trzeci, zacząłem się dziś śmiać, a wiadomym nie od dziś jest, że mój prze anielski śmiech, przywołuje takie potwory jak Shizu-chan.
- Z czego się śmiejesz mała pluskwo? - "Ja zawsze elokwentnie." pomyślałem, wywracając oczami, jednak tak, aby nikt inny tego nie zobaczył.
- Nie wiedziałem, że musisz mieć niańkę, Shizu-chan~ Oi, oi.. Co ty byś beze mnie zrobił? - spytałem z szerokim uśmiechem, patrząc w jego stronę, kiedy gromił wzrokiem to mnie, to naszego gościa. Widzicie? I znów "naszego". Coś złego się ze mną dzieje. Zdecydowanie.
- Żył w świętym spokoju. - odpowiedział, co wywołało u mnie kolejną salwę śmiechu. - Niestety, nadal tu jesteś. - dodał po chwili, a ja machnąłem na niego ręką. Wszakże nie było mi ani odrobinę przykro z tego powodu.
- Yare, yare Shizu-chan. Przecież wiem, że i tak się cieszysz. - rzuciłem, wywracając oczami i stwierdziłem, że skoro już się tak rozgościłem, to nic się nie stanie, jeżeli zabiorę jedzenie, które przyniósł Shinra i wyniosę je do kuchni. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, nawet nikomu nic nie mówiąc i nie odpowiadając na ich pytające spojrzenia. Niech się teraz zastanawiają co zrobiłem z ich cennym pożywieniem~
Shizuo:
Czegoś takiego na pewno się nie spodziewałem, a już w ogóle z samego rana. W myślach odnotowałem, że muszę zamykać na noc drzwi, aby uniknąć kolejnych tego typu wizyt. Jęknąłem niezadowolone z tego, że to ja znalazłem się na podłodze i w dodatku w takiej, a nie innej pozycji. Bolała mnie teraz twarz. Podła wesz. Jeszcze ma czelność się ze mnie śmiać. Niech no tylko wstanę.
- Shizu-chan, nie wypinaj się tak, bo pomyślę, że to zaproszenie~ - usłyszałem nad swoją głową, przez co prawie od razu obróciłem się na bok, a potem na plecy, jednak chwilowo nie miałem ochoty się podnosić. Najwidoczniej pchła postanowiła inaczej, ponieważ już zaraz bez skrupułów ubierał moją koszulę. "Co za małe podłe.."
- Hej! W tej chwili tutaj wracaj i zdejmuj tę koszulę! - zażądałem, nie spotykając się jednak z pozytywnym odzewem. Po prostu mnie zignorował, a za moment mogłem go słyszeć z salonu. Przecież co ja teraz zrobię z tą koszulą? Chociaż tak w sumie.. To wyglądało dość ciekawie.. Nie. Wcale nie wyglądało ciekawie. - WRACAJ TU! - krzyknąłem jeszcze za nim podnosząc się z ziemi i zaczynając zbierać ubrania, w które za moment się ubrałem. Oczywiście musiałem wziąć kolejną, bo przecież wesz nie ma swoich ubrań.
Z tego wszystkiego zacząłem planować, że wyrzucę albo lepiej spalę wszystkie jego ubrania. Tak, żeby nie miał w czym chodzić. Ale wtedy będę musiał pochować gdzieś też i swoje ubrania.
Westchnąłem cicho, gdyż jasnym było, iż mój plan właśnie został unicestwiony w trakcie tworzenie przeze mnie samego, więc dałem sobie spokój z obmyślaniem planów tak wcześnie rano i wyszedłem z pokoju, od razu słysząc śmiech bruneta. Czy on kiedykolwiek przestaje się śmiać?
- Z czego się śmiejesz mała pluskwo? - spytałem, uprzednio kiwając głową do Shinry, aby zaraz przenieść wzrok na to śmiejące się obok mnie. Niech wie, że jest gorszy i zasługuje jedynie na nazywanie go mianem "to".
- Nie wiedziałem, że musisz mieć niańkę, Shizu-chan~ Oi, oi.. Co ty byś beze mnie zrobił? - słysząc jego słowa, od razu domyśliłem się, że mój przyjaciel, choć już niedługo, musiał właśnie palnąć coś głupiego. W związku z tym raz na niego patrzyłem, chcąc sprawić spojrzeniem by zniknął, po chwili to samo robiąc z Oriharą. Najlepiej, jakby obaj gdzieś razem zniknęli.
- Żył w świętym spokoju. - odpowiedziałem, jedynie gromiąc go wzrokiem, kiedy znów zaczął się śmiać. Po chwili cicho westchnąłem. - Niestety, nadal tu jesteś. - dodałem, w następnym momencie opierając się bokiem o ścianę i prychając na niego, kiedy on machnął na mnie ręką. Dlaczego on zawsze wszystkich celowo denerwuje? Chyba naprawdę bardzo lubi kłopoty.
- Yare, yare Shizu-chan. Przecież wiem, że i tak się cieszysz. - rzucił, jakby od niechcenia, a ja siła woli powstrzymałem się od wgniecenia jego głowy w ścianę i zaciśnięcia zębów. Mógłbym je jeszcze połamać, a tego bym nie chciał. W dodatku z winy kogoś takiego jak pchła. Niedoczekanie jego.
Tym bardziej, że już za moment patrzyłem na niego zaskoczony, nie za bardzo wiedząc, gdzie też on się wybiera z tym jedzeniem. Bądź co bądź to też moje jedzenie i lepiej, żeby nagle nie przyszło mu do głowy, by wyrzucić je gołębiom. A znając jego.. Nawet to jest możliwe.
- Oi, wracaj tu. - rzuciłem, jednak kiedy chciałem już za nim pójść, Shinra powstrzymał mnie, a raczej to jego dłoń trzymająca moje ramę mnie powstrzymała.
- Na pewno nic nie zrobi. - stwierdził, w co ja nie byłem tak skory uwierzyć. Zbyt dużo czasu już z nim spędziłem. Dałem, jednak za wygrana i już za moment siadłem na kanapie obok mojego gościa. Choć może powinienem powiedzieć "naszego"? W końcu mieszka tu już od jakiegoś czasu, a biorąc pod uwagę ilość jego rzeczy w moim domu, śmiało można by powiedzieć, że to też jego dom. Ech. O czym ja w ogóle myślę?
- Właściwie, co cię tu sprowadza? - spytałem, opierając się plecami o oparcie kanapy. W sumie byłem odrobinę, ale tylko trochę niezadowolony z faktu, że pojawił się tak wcześnie rano i przerwał mi w wykonywaniu pewnych czynności z pewnym osobnikiem.
- Celty się o ciebie martwiła i kazała mi sprawdzić czy nadal nie umarłeś z głodu. - wyjaśnił, na co na moment zmarszczyłem brwi, w końcu jednak przyjmując jego wersję wydarzeń do wiadomości. W sumie mogłem w to uwierzyć. Poza tym, sam Kishitani raczej nic by nie ugotował, przy okazji nie robiąc krzywdy sobie i ludziom w jego otoczeniu.
- Jak widzisz nie umarłem i mam się świetnie. - rzuciłem, rozkładając ramiona na boki w geście prezentacji. - Czy naprawdę musiałeś przychodzić tak wcześnie? - spytałem już po tym, jak usiadłem normalnie. Nie, żebym go wyganiał czy coś.. Po prostu mi przeszkodził.
Na samym początku kiwnął głową, najwidoczniej potwierdzając moje wcześniejsze słowa, a w następnym momencie podrapał się po policzku, widocznie zakłopotany. Wywróciłem oczami, gdy zaczął się tłumaczyć. Naprawdę popsuł mi miłe plany na poranek.
- Wybacz, wybacz. - rzucił, składając ręce w przepraszającym geście, na co po raz kolejny wywróciłem oczami. Jest ranek, a mnie już zaczyna boleć głowa od tego wywracania. - No, ale skoro jestem.. To może zostanę z wami na śniadanie~? - zaproponował, choć bynajmniej nie była to propozycja, szeroko się uśmiechając i w ten sposób został z nami na śniadaniu.
Izaya:
Po śniadaniu, na którym mieliśmy niestety nieproszonego gościa - a ja tak bardzo miałem nadzieję, że uda mi się znów ubrudzić Shizusia ryżem lub inną paćką - z ogromnym trudem udało nam się go pozbyć. Choć może lepiej by było, gdybym powiedział, że MI udało się go pozbyć, bo Shizu-chan zmył się zaraz po wstawieniu naczyń do zlewu - chyba wydaje mi się, że jestem jego gosposią. Niedoczekanie - i zaszył w łazience na kolejnych trzydzieści minut. A co zrobił potem? Wyszedł i stwierdził, że musi się przewietrzyć, zostawiając cały burdel na mojej głowie. Jednak to jeszcze nic. Tak samo wyglądały poranki, przez kolejnych kilka dni. Shinra wpadał, zjadał z nami śniadanie, ja go wypraszałem, a potem Potworek ulatniał się na pół dnia, zostawiając mnie biednemu cały dom na głowie. Przynajmniej do dzisiaj. No i kiedy po raz drugi przyłapał nas w jednoznacznej sytuacji - sam nie wiem jak to się stało. Po prostu Shizu-chan to zwierz - postanowiliśmy z tego zrezygnować. Przynajmniej do wieczora.
Dziś jednak nie zostaliśmy obudzeni przez nikogo, aż do godziny dziesiątej. Gdy otworzyłem oczy, mimowolnie jęknąłem niezadowolony, kiedy okazało się, że promienie słoneczne padają w tym momencie bezpośrednio na moją twarz. Z początku zasłoniłem ją ramieniem, jednak było mi w takiej pozycji niewygodnie, więc zwyczajnie obróciłem się na bok i postanowiłem użyć ciała Shizusia jako tarczy obronnej przed podłym słońcem.
- Shizu-chan, wyłącz słońce~ - poprosiłem, a raczej wymruczałem w jego pierś, na co odpowiedział mi równie nieporadnym mruknięciem. Niestety nie byłem jeszcze na tyle rozbudzony, żeby zrobiło mi to jakąś różnicę. Dopiero po kolejnych kilku minutach dotarło do mnie, że jeszcze nikt nie wparował nam do sypialni, przez co praktycznie od razu usiadłem, żeby sprawdzić godzinę na zegarku. Skrzywiłem się lekko, zauważając, że jest już tak późno, ale tym również nie zaprzątałem sobie teraz głowy. - Myślisz, że w końcu wpadł pod samochód? - spytałem z nadzieją, zakrywając usta dłonią.
- Nawet jeśli, to wciąż żyje. - dobiegło do mnie z poduszki, w której jak się okazało, utopiła się twarz Shizusia. - Zapewniam cię. - dodał zaraz, nie uzyskując ode mnie żadnej odpowiedzi.
- Och, nie wątpię~ - przyznałem i już zaraz niechętnie podniosłem się z łóżka. Zabrałem z szafy pierwsze lepsze ubranie z brzegu i właśnie kierowałem się, aby przejść do łazienki, kiedy ten jakże miły poranek, przerwało trzaśnięcie drzwi, a potem jakieś głuche łupnięcie. Nawet Shizu-chan postanowił wypłynąć na powierzchnię i popatrzył najpierw na mnie - przy czym ja zrobiłem to samo względem niego - a potem na drzwi, w których już zaraz po chwili stanął zdyszany Kishitani. Stan w jakim się znajdował nasuwał mi myśl, że rzeczywiście wpadł pod samochód, jednak za bardzo mu się spieszyło do śniadanka z nami, żeby przejąć się tym faktem.
Potłuczone okulary, odrobinę podarty kitel i chyba dopiero co wstał z łóżka, bo takiej fryzury, to ja nawet u Shizu-chan'a jeszcze nie widziałem. W dodatku był tak zadyszany, że w pierwszej chwili chciałem spytać czy biegł, by przyłapać nas na gorącym uczynku - kto go tam wie, w jakiej sytuacji chciałby nas zobaczyć - a że zaspał, to musiał się bardzo spieszyć, jednak zrezygnowałem z tego zaraz po otworzeniu ust, a raczej powstrzymał mnie jego gest ręki. I już miałem zamiar wytknąć mu, jakim prawem ucisza mnie takim nijakim gestem ręki, kiedy w końcu postanowił coś z siebie wykrztusić.
- Ślub! - wycharczał, niczym osoba umierająca, a ja zacząłem się zastanawiać czy mu nie pomóc i po prostu go nie dobić. - Z Celty.. - dodał, niestety mniej wyraźnie.
- Kto bierze z nią ślub? - spytał znudzony Shizuś, na co ja wywróciłem oczami. Mógłby okazać choć odrobinę empatii swojemu przyjacielowi. Przyjacielowi, który przez ostatnie dni zatruwał mi miłe poranki swoją osobą. Nie. Wcale mi go nie szkoda.
- Jak to kto? - spytał, udając oburzonego i tym razem to ja uciszyłem go gestem ręki, wyczuwając, że ma zamiar przeprowadzić teraz bardzo poważną rozmowę na ten temat. Odchrząknąłem więc.
- Ja ze swojej strony składam gratulację. - stwierdziłem, jednak jego podziękowania zbyłem kolejnym skinieniem dłoni, następnie przenosząc wzrok na Shizu-chan'a. - A kiedy my weźmiemy ślub? - spytałem poważnie, za moment jednak się uśmiechając. Już nawet polubiłem znudzoną minę Shizusia. Doprawdy~!
- Najpierw się ubierz. Nie musisz świecić mi przed nosem gołym tyłkiem.
KONIEC
- Żył w świętym spokoju. - odpowiedział, co wywołało u mnie kolejną salwę śmiechu. - Niestety, nadal tu jesteś. - dodał po chwili, a ja machnąłem na niego ręką. Wszakże nie było mi ani odrobinę przykro z tego powodu.
- Yare, yare Shizu-chan. Przecież wiem, że i tak się cieszysz. - rzuciłem, wywracając oczami i stwierdziłem, że skoro już się tak rozgościłem, to nic się nie stanie, jeżeli zabiorę jedzenie, które przyniósł Shinra i wyniosę je do kuchni. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, nawet nikomu nic nie mówiąc i nie odpowiadając na ich pytające spojrzenia. Niech się teraz zastanawiają co zrobiłem z ich cennym pożywieniem~
Shizuo:
Czegoś takiego na pewno się nie spodziewałem, a już w ogóle z samego rana. W myślach odnotowałem, że muszę zamykać na noc drzwi, aby uniknąć kolejnych tego typu wizyt. Jęknąłem niezadowolone z tego, że to ja znalazłem się na podłodze i w dodatku w takiej, a nie innej pozycji. Bolała mnie teraz twarz. Podła wesz. Jeszcze ma czelność się ze mnie śmiać. Niech no tylko wstanę.
- Shizu-chan, nie wypinaj się tak, bo pomyślę, że to zaproszenie~ - usłyszałem nad swoją głową, przez co prawie od razu obróciłem się na bok, a potem na plecy, jednak chwilowo nie miałem ochoty się podnosić. Najwidoczniej pchła postanowiła inaczej, ponieważ już zaraz bez skrupułów ubierał moją koszulę. "Co za małe podłe.."
- Hej! W tej chwili tutaj wracaj i zdejmuj tę koszulę! - zażądałem, nie spotykając się jednak z pozytywnym odzewem. Po prostu mnie zignorował, a za moment mogłem go słyszeć z salonu. Przecież co ja teraz zrobię z tą koszulą? Chociaż tak w sumie.. To wyglądało dość ciekawie.. Nie. Wcale nie wyglądało ciekawie. - WRACAJ TU! - krzyknąłem jeszcze za nim podnosząc się z ziemi i zaczynając zbierać ubrania, w które za moment się ubrałem. Oczywiście musiałem wziąć kolejną, bo przecież wesz nie ma swoich ubrań.
Z tego wszystkiego zacząłem planować, że wyrzucę albo lepiej spalę wszystkie jego ubrania. Tak, żeby nie miał w czym chodzić. Ale wtedy będę musiał pochować gdzieś też i swoje ubrania.
Westchnąłem cicho, gdyż jasnym było, iż mój plan właśnie został unicestwiony w trakcie tworzenie przeze mnie samego, więc dałem sobie spokój z obmyślaniem planów tak wcześnie rano i wyszedłem z pokoju, od razu słysząc śmiech bruneta. Czy on kiedykolwiek przestaje się śmiać?
- Z czego się śmiejesz mała pluskwo? - spytałem, uprzednio kiwając głową do Shinry, aby zaraz przenieść wzrok na to śmiejące się obok mnie. Niech wie, że jest gorszy i zasługuje jedynie na nazywanie go mianem "to".
- Nie wiedziałem, że musisz mieć niańkę, Shizu-chan~ Oi, oi.. Co ty byś beze mnie zrobił? - słysząc jego słowa, od razu domyśliłem się, że mój przyjaciel, choć już niedługo, musiał właśnie palnąć coś głupiego. W związku z tym raz na niego patrzyłem, chcąc sprawić spojrzeniem by zniknął, po chwili to samo robiąc z Oriharą. Najlepiej, jakby obaj gdzieś razem zniknęli.
- Żył w świętym spokoju. - odpowiedziałem, jedynie gromiąc go wzrokiem, kiedy znów zaczął się śmiać. Po chwili cicho westchnąłem. - Niestety, nadal tu jesteś. - dodałem, w następnym momencie opierając się bokiem o ścianę i prychając na niego, kiedy on machnął na mnie ręką. Dlaczego on zawsze wszystkich celowo denerwuje? Chyba naprawdę bardzo lubi kłopoty.
- Yare, yare Shizu-chan. Przecież wiem, że i tak się cieszysz. - rzucił, jakby od niechcenia, a ja siła woli powstrzymałem się od wgniecenia jego głowy w ścianę i zaciśnięcia zębów. Mógłbym je jeszcze połamać, a tego bym nie chciał. W dodatku z winy kogoś takiego jak pchła. Niedoczekanie jego.
Tym bardziej, że już za moment patrzyłem na niego zaskoczony, nie za bardzo wiedząc, gdzie też on się wybiera z tym jedzeniem. Bądź co bądź to też moje jedzenie i lepiej, żeby nagle nie przyszło mu do głowy, by wyrzucić je gołębiom. A znając jego.. Nawet to jest możliwe.
- Oi, wracaj tu. - rzuciłem, jednak kiedy chciałem już za nim pójść, Shinra powstrzymał mnie, a raczej to jego dłoń trzymająca moje ramę mnie powstrzymała.
- Na pewno nic nie zrobi. - stwierdził, w co ja nie byłem tak skory uwierzyć. Zbyt dużo czasu już z nim spędziłem. Dałem, jednak za wygrana i już za moment siadłem na kanapie obok mojego gościa. Choć może powinienem powiedzieć "naszego"? W końcu mieszka tu już od jakiegoś czasu, a biorąc pod uwagę ilość jego rzeczy w moim domu, śmiało można by powiedzieć, że to też jego dom. Ech. O czym ja w ogóle myślę?
- Właściwie, co cię tu sprowadza? - spytałem, opierając się plecami o oparcie kanapy. W sumie byłem odrobinę, ale tylko trochę niezadowolony z faktu, że pojawił się tak wcześnie rano i przerwał mi w wykonywaniu pewnych czynności z pewnym osobnikiem.
- Celty się o ciebie martwiła i kazała mi sprawdzić czy nadal nie umarłeś z głodu. - wyjaśnił, na co na moment zmarszczyłem brwi, w końcu jednak przyjmując jego wersję wydarzeń do wiadomości. W sumie mogłem w to uwierzyć. Poza tym, sam Kishitani raczej nic by nie ugotował, przy okazji nie robiąc krzywdy sobie i ludziom w jego otoczeniu.
- Jak widzisz nie umarłem i mam się świetnie. - rzuciłem, rozkładając ramiona na boki w geście prezentacji. - Czy naprawdę musiałeś przychodzić tak wcześnie? - spytałem już po tym, jak usiadłem normalnie. Nie, żebym go wyganiał czy coś.. Po prostu mi przeszkodził.
Na samym początku kiwnął głową, najwidoczniej potwierdzając moje wcześniejsze słowa, a w następnym momencie podrapał się po policzku, widocznie zakłopotany. Wywróciłem oczami, gdy zaczął się tłumaczyć. Naprawdę popsuł mi miłe plany na poranek.
- Wybacz, wybacz. - rzucił, składając ręce w przepraszającym geście, na co po raz kolejny wywróciłem oczami. Jest ranek, a mnie już zaczyna boleć głowa od tego wywracania. - No, ale skoro jestem.. To może zostanę z wami na śniadanie~? - zaproponował, choć bynajmniej nie była to propozycja, szeroko się uśmiechając i w ten sposób został z nami na śniadaniu.
Izaya:
Po śniadaniu, na którym mieliśmy niestety nieproszonego gościa - a ja tak bardzo miałem nadzieję, że uda mi się znów ubrudzić Shizusia ryżem lub inną paćką - z ogromnym trudem udało nam się go pozbyć. Choć może lepiej by było, gdybym powiedział, że MI udało się go pozbyć, bo Shizu-chan zmył się zaraz po wstawieniu naczyń do zlewu - chyba wydaje mi się, że jestem jego gosposią. Niedoczekanie - i zaszył w łazience na kolejnych trzydzieści minut. A co zrobił potem? Wyszedł i stwierdził, że musi się przewietrzyć, zostawiając cały burdel na mojej głowie. Jednak to jeszcze nic. Tak samo wyglądały poranki, przez kolejnych kilka dni. Shinra wpadał, zjadał z nami śniadanie, ja go wypraszałem, a potem Potworek ulatniał się na pół dnia, zostawiając mnie biednemu cały dom na głowie. Przynajmniej do dzisiaj. No i kiedy po raz drugi przyłapał nas w jednoznacznej sytuacji - sam nie wiem jak to się stało. Po prostu Shizu-chan to zwierz - postanowiliśmy z tego zrezygnować. Przynajmniej do wieczora.
Dziś jednak nie zostaliśmy obudzeni przez nikogo, aż do godziny dziesiątej. Gdy otworzyłem oczy, mimowolnie jęknąłem niezadowolony, kiedy okazało się, że promienie słoneczne padają w tym momencie bezpośrednio na moją twarz. Z początku zasłoniłem ją ramieniem, jednak było mi w takiej pozycji niewygodnie, więc zwyczajnie obróciłem się na bok i postanowiłem użyć ciała Shizusia jako tarczy obronnej przed podłym słońcem.
- Shizu-chan, wyłącz słońce~ - poprosiłem, a raczej wymruczałem w jego pierś, na co odpowiedział mi równie nieporadnym mruknięciem. Niestety nie byłem jeszcze na tyle rozbudzony, żeby zrobiło mi to jakąś różnicę. Dopiero po kolejnych kilku minutach dotarło do mnie, że jeszcze nikt nie wparował nam do sypialni, przez co praktycznie od razu usiadłem, żeby sprawdzić godzinę na zegarku. Skrzywiłem się lekko, zauważając, że jest już tak późno, ale tym również nie zaprzątałem sobie teraz głowy. - Myślisz, że w końcu wpadł pod samochód? - spytałem z nadzieją, zakrywając usta dłonią.
- Nawet jeśli, to wciąż żyje. - dobiegło do mnie z poduszki, w której jak się okazało, utopiła się twarz Shizusia. - Zapewniam cię. - dodał zaraz, nie uzyskując ode mnie żadnej odpowiedzi.
- Och, nie wątpię~ - przyznałem i już zaraz niechętnie podniosłem się z łóżka. Zabrałem z szafy pierwsze lepsze ubranie z brzegu i właśnie kierowałem się, aby przejść do łazienki, kiedy ten jakże miły poranek, przerwało trzaśnięcie drzwi, a potem jakieś głuche łupnięcie. Nawet Shizu-chan postanowił wypłynąć na powierzchnię i popatrzył najpierw na mnie - przy czym ja zrobiłem to samo względem niego - a potem na drzwi, w których już zaraz po chwili stanął zdyszany Kishitani. Stan w jakim się znajdował nasuwał mi myśl, że rzeczywiście wpadł pod samochód, jednak za bardzo mu się spieszyło do śniadanka z nami, żeby przejąć się tym faktem.
Potłuczone okulary, odrobinę podarty kitel i chyba dopiero co wstał z łóżka, bo takiej fryzury, to ja nawet u Shizu-chan'a jeszcze nie widziałem. W dodatku był tak zadyszany, że w pierwszej chwili chciałem spytać czy biegł, by przyłapać nas na gorącym uczynku - kto go tam wie, w jakiej sytuacji chciałby nas zobaczyć - a że zaspał, to musiał się bardzo spieszyć, jednak zrezygnowałem z tego zaraz po otworzeniu ust, a raczej powstrzymał mnie jego gest ręki. I już miałem zamiar wytknąć mu, jakim prawem ucisza mnie takim nijakim gestem ręki, kiedy w końcu postanowił coś z siebie wykrztusić.
- Ślub! - wycharczał, niczym osoba umierająca, a ja zacząłem się zastanawiać czy mu nie pomóc i po prostu go nie dobić. - Z Celty.. - dodał, niestety mniej wyraźnie.
- Kto bierze z nią ślub? - spytał znudzony Shizuś, na co ja wywróciłem oczami. Mógłby okazać choć odrobinę empatii swojemu przyjacielowi. Przyjacielowi, który przez ostatnie dni zatruwał mi miłe poranki swoją osobą. Nie. Wcale mi go nie szkoda.
- Jak to kto? - spytał, udając oburzonego i tym razem to ja uciszyłem go gestem ręki, wyczuwając, że ma zamiar przeprowadzić teraz bardzo poważną rozmowę na ten temat. Odchrząknąłem więc.
- Ja ze swojej strony składam gratulację. - stwierdziłem, jednak jego podziękowania zbyłem kolejnym skinieniem dłoni, następnie przenosząc wzrok na Shizu-chan'a. - A kiedy my weźmiemy ślub? - spytałem poważnie, za moment jednak się uśmiechając. Już nawet polubiłem znudzoną minę Shizusia. Doprawdy~!
- Najpierw się ubierz. Nie musisz świecić mi przed nosem gołym tyłkiem.
KONIEC
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Surpajs! to koniec! Tego opowiadania! WOW, wow.
Wattpady chyba weszły zamocno ;________; Spędzam tam zbyt dużo czasu.
Myślicie, że Shizu-chan i Izayasz wzięli ślub? .-.
Lol,lol może kiedyś coś jeszcze napisze xD Chociaż idzie mi jak krew z nosa~ xD
Godzina 22;08 źle sprzyja pisaniu .-.
Pozdrawiam~ xoxo
Przez pół roku straciłam wątek. Ktoś mi streści? : D XDD
OdpowiedzUsuńBył wypadek. Shizuo musiał opiekować się Izayą. Sraty taty. Robili rzeczy całe popołudnie. Shinra im wbił, kiedy znów się chcieli macać. W międzyczasie oświadczył się Celty i bez ślubu wyjechali w podróż poślubną. To by było na tyle ^*-
UsuńNo w końcu.
OdpowiedzUsuńWattpad to styl życia.
Dawniej;
Orihara Alice.