Ten uczuć, kiedy zaczynasz pisać łanszota na Halloween 1 listopada o 23:00 i zastanawiasz się czy wyrobisz się z napisaniem go do przyszłego roku. Kocham swoje życie jak nikt inny ;))(#dlaniekumatych #tosarkazm)
Zapewniam was, że siadam do pisania tego, bez jakiegokolwiek pomysłu *coś dzwoni (ciągle zamieniam o i w kolejnością .-.), ale nie wiadomo gdzie* i z poczuciem beznadziejności jak nigdy przedtem. (wbrew pozorom, to nie jest pisanie na siłę)
Z chęcią opublikowałabym sam ten wstęp, gdyż wydaje się on mieć lepszą przyszłość oraz treść, niż opowiadanie, które ma powstać poniżej.
Tym razem to wy mi życzcie powodzenia xDD
Enjoy~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Nożownik ~ Jeszcze jeszcze inna historia"
*Jeszcze gdzieś indziej w Ikebukuro*
Trzeba być skończonym idiotą, aby trzydziestego pierwszego października, urządzić w szkole bal, pomyślałem, poprawiając przy okazji kokardkę pod szyją. W jakiś sposób musiałem zawiązać pelerynę, a ten wydawał się dość praktyczny. Poza tym wolno mi wiązać swoją pelerynę jak mi się podoba. Po raz ostatnim przejrzałem się w lustrze, poprawiając jeszcze rękawiczki na dłoniach i za moment zerknąłem na postać odbijającą się w tafli szkła. Blondyn przez cały czas mi się przyglądał, uśmiechając się w ten swój głupkowaty sposób. Prostak. Prychnąłem pod nosem i odwracając się na tyle szybko, by peleryna zafurkotała w ten uwielbiany przeze mnie sposób, wyszedłem z pokoju. Oczywiście od momentu, w którym opuściłem pokój pozostało mi tylko dwadzieścia sekund na zejście na dół, czego chyba nie musiałem mu przypominać, ponieważ zaledwie po chwili grzecznie stał obok mnie. Znacznie mniej spodobał mi się fakt, iż zamierzał właśnie odpalić papierosa, dlatego też władczym gestem uniosłem do niego ręce, dając mu tym znak, że ma mnie podnieść. Nigdy nie słucha mnie, jeśli chodzi o te głupie papierosy. Nauczył się od tego swojego równie prostackiego kuzyna i nie można mu tego wybić z głowy. Miałem ochotę prychnąć pod nosem, jednak się od tego powstrzymałem. W końcu mimo, że wywracał tymi swoimi oczami, ostatecznie wziął mnie na ręce, a dokładniej na jedno swoje ramię, prawdopodobnie jak zwykle mając zamiar się potem pysznić, jaki to ja jestem dla niego leciutki. Czasem jest naprawdę irytujący.
- Właściwie gdzie idziemy? - spytał nagle, przez co praktycznie zachłysnąłem się powietrzem, z początku patrząc na niego z niedowierzaniem, a zaraz potem prychając pod nosem i zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Idiota.
- Właściwie gdzie idziemy? - spytał nagle, przez co praktycznie zachłysnąłem się powietrzem, z początku patrząc na niego z niedowierzaniem, a zaraz potem prychając pod nosem i zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Idiota.
- Prosto przed siebie. - odpowiedziałem, czując przyjemne uczucie satysfakcji, kiedy westchnął. Nie rozumiem jak można być tak głupim, by wychodzić z domu i nie wiedzieć gdzie się idzie. Nic dziwnego, że ubrał się tak jak się ubrał. Przez chwilę zastanawiałem się czy być dla niego tak dobrodusznym i powiedzieć mu dokąd idziemy, czy może jednak nie, co ostatecznie skończyło się kolejnym moim westchnieniem tego dnia. - Do szkoły, pamiętasz? - prychnąłem, zastanawiając się nad sposobem zakpienia z niego, jednak w tym momencie nic nie przychodziło mi do głowy. No i może w małym stopniu była za to odpowiedzialna jego znudzona mina. Jeszcze by mnie prostak zostawił na środku chodnika.
- Myślałem, że odpuściłeś sobie ten bal. - mruknął tak cicho, że ledwo usłyszałem, przez co już po chwili go o to upomniałem. A on tak po prostu machnął na to ręką, uśmiechając się jednym kącikiem ust, przez co aż się we mnie zagotowało. Postanowiłem jednak, że nie dam mu tej satysfakcji i uśmiechając się, a przy tym patrząc na niego z góry, odpowiedziałem spokojnie:
- Bal bez mojej osoby, nie może być dobrym balem.
~*~
Czy naprawdę koniecznym było, abyśmy akurat tego dnia musieli iść wieczorem do szkoły? Cóż za głupie pytanie. Hibiya nigdy nie przegapiłby takiej okazji. Nie, żeby nie nosił na co dzień tej swojej korony, pelerynki i reszty fatałaszków, ale pokazanie się na balu to dla niego święty obowiązek. Zsunąłem się na łóżku trochę bardziej tak, aby bardziej półleżeć i uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust, zauważając, że obserwuje mnie w lusterku. Zawsze się denerwował, kiedy patrzyłem na niego w taki sposób, a kiedy już się denerwował, zaczynały czerwienić mu się policzki. Nie inaczej było i tym razem i z chęcią dalej bym się tak z nim droczył i nie zszedł na dół, kiedy on wyszedł z pokoju, jednak ja sam byłem gotowy do wyjścia od półgodziny i jedynie na niego cały czas czekałem. Logicznym, więc jest, że w pewnym sensie ucieszyłem się, kiedy skończył się szykować, czym prędzej schodząc za nim na dół. Po drodze chciałem odpalić papierosa, jednak standardowo musiał mi w tym przeszkodzić. Zawsze się tak zachowuje, ale i tak go kocham, a gdy ludzie pytają "za co", nie umiem im odpowiedzieć. To nawet dość zabawne, bo jego dość trudno jest kochać, jeśli bierze się pod uwagę jego charakter i zachowanie. Chyba po prostu jestem masochistą. Kiedy wyszliśmy, a dokładniej rzecz ujmując ja wyszedłem z domu, przekręciłem kluczyk w zamku i schowałem go następnie pod wycieraczką. Nie wierzę, że nikt go jeszcze nie ukradł ani nie włamał się nam do domu. Od pewnego czasu mieszkamy razem, a dokładniej od dnia, kiedy to Izaya stwierdził, że mój mały książę ma się trochę usamodzielnić. Wydaje mi się, że po prostu chcieli mieć z Shizuo wolne mieszkanie. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem na myśl, jak przyjemne i zarazem kłopotliwe jest mieszkanie z chłopakiem, a przynajmniej tym konkretnym chłopakiem, jednak jak szybko się uśmiechnąłem, tak szybko się upomniałem, by tego nie robił. Wolałem go dzisiaj nie denerwować, nawet jeśli jest wtedy taki uroczy. No może tylko trochę..
- Właściwie gdzie idziemy? - spytałem, zerkając na niego kątem oka, żeby już po chwili w duchu śmiać się z jego reakcji. Czasem zachowuje się jak prawdziwe dziecko.
- Prosto przed siebie. - znałem go już na tyle, że doskonale spodziewałem się tej odpowiedzi, jak również tego, że za moment po prostu mi odpowie, będąc pewnym, że naprawdę nie wiem. Skoro uważanie się za mądrzejszego ode mnie sprawia mu przyjemność, to nic na to nie poradzę. - Do szkoły, pamiętasz? - prychnął w ten, jakże znany mi sposób, tym samym wywołując kolejny uśmiech na mojej twarzy, który za moment zamaskowałem kaszlnięciem.
- Myślałem, że odpuściłeś sobie ten bal. - ciągnąłem to dalej, a potem zwyczajnie wywróciłem oczami na upomnienie jakim zostałem właśnie potraktowany. No, ale przynajmniej się uśmiechnął.
- Bal bez mojej osoby, nie może być dobrym balem. - stwierdził zaraz, na co zaśmiałem się w myślach, na głos przyznając mu rację. Bo czemu by go dzisiaj trochę nie porozpieszczać? Ale tylko trochę. Właściwie dopiero teraz zauważyłem, że w sumie było trochę zimno i odrobinę się zmartwiłem czy brunet nie zmarznie, ale jak na razie się na to nie zapowiadało. Pewnie i tak by mi się nie przyznał. Na tę myśl wywróciłem oczami, gdyż była wręcz zadziwiająco naturalna. Kto normalny myśli tak o swoim chłopaku? - Nawet się nie postarałeś, żeby jakoś wyglądał. - skarcił mnie, na co starałem się zrobił najbardziej skruszoną minę na jaką tylko było mnie stać.
- Ty nadrabiasz za nas dwoje. Wyglądasz pięknie. - pochwaliłem go, na nowo się uśmiechając i nieubłaganie zbliżając się w stronę budynku szkoły.
- Ja zawsze tak wyglądam. - stwierdził, prychając przy tym, jednak znajdowałem się na tyle blisko, że bez problemu zauważyłem rumieniec na jego twarzy. Być może nie był wielki, a gdybym mu to wypomniał, usprawiedliwiałby się zimnem, jednak co moje, to moje.
- Oczywiście. - przytaknąłem i do momentu, kiedy znaleźliśmy się już w szkole, więcej nie rozmawialiśmy.
~*~
Oczywiście, że uwielbiam, kiedy prawi mi się komplementy. Tym bardziej, że zwykle ludzie nie wiedzieli, iż powinni to robić. Dlatego właśnie są tacy upierdliwi i również dlatego wybrałem sobie jednego, odpowiedniego. A ten jeden odpowiedni zgubił mi się w tłumie po zaledwie dziesięciu minutach od dotarcia na bal. Prostak. Po raz kolejny rozejrzałem się dookoła, starając się odnaleźć tę blond czuprynę lub chociaż białe słuchawki, z którymi nigdzie się nie rozstawał. Jak na złość nie rzuciły mi się w oczy, przez co mimowolnie westchnąłem, opierając się na moment o ścianę. Gdzie też mógł się podziać? I dlaczego w ogóle mnie zostawił?, spytałem sam siebie, właściwie nie wiem z jakiego powodu. Wywróciłem oczami, kiedy zdałem sobie sprawę, że chłopak siedzący na ławce obok mnie, stara się chyba poprosić mnie do tańca. To było absurdalne. Kolejny prostak, który najwidoczniej pomylił mnie z dziewczyną. Odepchnąłem się gwałtownie od ściany i zaciskając dłonie w pięści, zacząłem przepychać się między tymi obleśnymi, spoconymi ciałami. Jak na złość co chwilę ktoś na mnie wpadał, wywołując kolejne i kolejne skrzywienie na mojej twarzy. No i gdzie on jest? Przekląłem cicho, z ulgą przyjmując fakt, iż udało mi się wydostać z sali. Na korytarzu stały tylko pojedyncze osoby, dzięki czemu o wiele łatwiej byłoby mi kogokolwiek znaleźć. Ale oczywiście ten pies jak zwykle nie może być tam, gdzie powinien. Cały bal odbywał się w budynku sąsiadującym ze szkołą. Nie był duży i raczej przypominał stołówkę, aniżeli wystawną salę balową, jednak nie miałem co narzekać. Właściwie nie chciałem tutaj być. To tylko tak, żeby zrobić na złość mojemu nierozgarniętemu kuzynowi.
Postanowiłem w końcu wyjść na świeże powietrze. W całym budynku panował zdecydowanie zbyt wielki zaduch, a ja czułem dyskomfort związany z lepiącymi się do mojego ciała fragmentami ubrań. Głównie ze względu na to nie lubiłem szkolnych imprez. Zawsze były organizowane w zbyt małych miejscach, a przez to zawsze było zbyt tłoczno i nie można się było, nawet spokojnie poruszać, nie potrącając przy tym innych osób. Właściwie, wróciłbym już do domu.
~*~
Postanowiłem pójść nam po coś do picia i jestem pewien, że straciłem go z oczu na zaledwie kilka sekund, jednak jak się można domyślić, już go potem nie znalazłem. W jednej chwili stał obok mnie, a w kolejnej po prostu go przy mnie nie było, za to na jego miejscu stała jakaś blondynka. Chyba rzeczywiście jestem nierozgarnięty. Jeszcze raz rozejrzałem się po sali, a zaraz potem z ogromną niechęcią postawiłem zwrócić się do swojej sąsiadki w tej okrutnej niedoli.
- Przepraszam czy nie widziałaś może.. - zacząłem, jednak nie dane było mi skończyć, ponieważ dziewczyna już teraz uśmiechnęła się do mnie w ten typowy sposób i zawijając włosy na palcu, zabrała jeden z kubków z mojej dłoni, prawie od razu upijając z niego łyk lub dwa. To nie będzie łatwa rozmowa, pomyślałem, powstrzymując się od wywrócenia oczami. Nie wypadało zachować się w podobny sposób w towarzystwie damy. Choć ta na damę nie wyglądała. Typowo za krótka spódniczka i koszulka na ramiączkach, odsłaniająca zdecydowanie zbyt dużo ciała.
- Może zatańczymy? - spytała, zalotnie trzepocząc rzęsami i przy okazji zupełnie ignorując to, że cokolwiek do niej powiedziałem. Pewnie, nawet nie wiedziała, że mówiłem do niej. Byłem na tyle pochłonięty osobą bruneta, którego już na początku balu udało mi się zgubić, że teraz to ja nie zwracałem uwagi na to co do mnie mówi. Patrząc na jej usta, widziałem odrobinę mniejsze i na pewno nie pomalowane szminką, jednak gładkie i zadbane, nie popękane ani spierzchnięte, należące do mojego chłopaka. Zerkając na jej oczy, pomyślałem, że Hibiya ma dłuższe rzęsy bez malowania ich tuszem i kolor jego złotych oczu jest zdecydowanie ładniejszy od brudnej zieleni, która właśnie przewiercała mnie wzrokiem. Również cerę miała gorszą, a tak przynajmniej wnioskuję, patrząc na to ile nałożyła na siebie podkładu. Można powiedzieć, że nawet w tych ciemnościach jej twarz cała tłusto się świeciła. - Słuchasz mnie? - dopiero tymi słowami udało jej się sprowadzić mnie na ziemię. Zamrugałem kilkukrotnie nie będąc z początku w stanie, wydostać się z amoku, w który popadłem przez własne przemyślenia.
- Nie. - rzuciłem znudzony i zabrałem się za nalewanie napoju, który wyglądał mi na oranżadę, do nowego kubka. Pewnie zwróciłbym na nią większą uwagę, gdybym interesował się jej podobnymi. I gdybym nie zgubił własnego chłopaka.
~*~
Poczułem się odrobię lepiej, kiedy w końcu znalazłem się na zewnątrz. Chłodne powietrze przyjemnie ochładzało moją spoconą i rozpaloną od duszności skórę. Poluźniłem kołnierz i z cichym westchnieniem oparłem się o murek, okalający schody. Nie lubiłem przebywać w samotności. Zwłaszcza wtedy, gdy byłem na zewnątrz, gdy było ciemno i nie miał mnie kto wielbić. Z jednej strony nie chciałem jeszcze wracać do środka, a z drugiej nie chciałem zostawać samemu w tych ciemnościach. Jak zwykle w takich sytuacjach, miałem dziwne przeświadczenie, że ktoś mnie obserwuje. Momentalnie na moim karku wytworzyła się gęsia skórka, a ja skarciłem się cicho pod nosem za takie myślenie. To tylko wyobraźnia, przypomniałem sobie w myślach i wziąłem głębszy wdech, jeszcze odrobinę bardziej poluźniając ciasne ubranie przy szyi. W tym momencie przeklinałem w myślach osobę, która nie zamontowała w pobliżu wejścia żadnej lampy. Kto był tak mądry, by tego nie zrobić? Jakiś kolejny prostak. Czemu wszyscy muszą być takimi idiotami? Kogo ja w ogóle kocham, matko. Mimowolnie parsknąłem cicho pod nosem na swoje własne myśli, w kolejnej chwili wzdrygając się, kiedy usłyszałem za sobą hałas, podobny do szeleszczenia liści. Tym większe prawdopodobieństwo nadawał temu fakt, że rzeczywiście dookoła budynku zostały posadzone krzewy. Kolejny bezsensowny pomysł. Strata czasu na jakieś brzydkie badyle, bo oczywistym jest, iż nawet nie pokwapili się o zakup jakichś ładnych, porządnych roślin.
Z jednej strony bardzo chciałem się odwrócić, bo to w końcu odruch bezwarunkowy w podobnych sytuacjach, jednak czując strach moje ciało było na tyle sparaliżowane, że nie drgnąłem nawet o milimetr. Pojawiło się u mnie za to, to nieprzyjemnie uczucie pustki z tyłu głowy i chłodu oblewającego moje ciało, nawet jeśli miałem na sobie ubrania i jeszcze przed momentem było mi okropnie wręcz gorąco. Z trudem przełknąłem ślinę i już w tym momencie wiedziałem, że coś jest nie tak. Przynajmniej nie tak jak powinno być.
Chwilę zajęło mi zebranie w sobie na tyle dużo siły, aby chociażby poruszyć dłonią, nie mówiąc nawet o tym, że za moment odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i wpatrzyłem w ciemność, samemu nie wiedząc co staram się tam zobaczyć.
Automatycznie wykonałem krok w tył, kiedy pomiędzy liśćmi udało mi się dostrzec dwa czerwone punkty. Nie miałem pojęcia czym mogły być i nie wyglądały ani odrobinę naturalnie, przez co też ani odrobinę zachęcająco. Chciałem jak najszybciej znaleźć się znów w środku, wśród tych wszystkich, nawet jeśli upoconych, osób. Co ja najlepszego wyprawiam?, spytałem sam siebie w myślach, kiedy to nie potrafiłem zmusić swojego ciała do jakiegokolwiek ruchu czy chociażby odwrócenia wzroku. Sam nie wiem ile czasu wpatrywałem się w to samo miejsce, nie zwracając nawet uwagi na to czy owe dwa punkty nadal się tam znajdują. A potem coś ciemnego mignęło mi przed oczami.
~*~
Od kilku minut zastanawiałem się czy powinienem poszukać mojego księcia, czy jednak poczekać aż on sam mnie znajdzie. To pewne, że czy będę chodził w kółko, czy stał tutaj i tak się na mnie zezłości. Na tę myśl mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem i upiłem łyk napoju z kubka, ostatecznie jednak postanawiając ruszyć się z miejsca. Zaniepokoił mnie fakt, że nigdzie nie mogłem dostrzec - nawet, jeśli w tych ciemnościach - złotej peleryny. Zawsze się denerwuje, kiedy mówię, że jest żółta, przypomniałem sobie, upijając kolejny łyk z kubka, a po chwili zastanowienia wypiłem całą jego zawartość i wyrzuciłem do kosza stojącego pod ścianą, zaczynając przepychać się między ludźmi. Tylko od czasu do czasu kogoś przepraszałem, bo w większości przypadków nikt nie zwracał na mnie uwagi. Całe szczęście. Jeszcze mi brakuje, żeby teraz ktoś zechciał robić mi wyrzuty. Gdy dotarłem w końcu do wyjścia z sali, odetchnąłem cicho. Mimo wszystko było tam naprawdę gorąco. Włosy zdążyły mi się spocić na tyle, że pojedyncze kosmyki kleiły mi się do czoła. Bardziej, niż bal, pasuje tutaj stwierdzenie "klubowa dyskoteka". Na korytarzu znajdowało się znacznie mniej osób, dzięki czemu od razu udało mi się stwierdzić, że tu też go nie ma. Mimowolnie zmarszczyłem brwi. Skoro nie było go na sali ani nie ma go na korytarzu, to gdzie się niby schował? Sapnąłem niezadowolony i już miałem wrócić z powrotem na salę, kiedy zdałem sobie sprawę, że tak właściwie nie chce tam jeszcze wracać. Nawet jeśli Hibiya ma być na mnie potem jeszcze bardziej zdenerwowany. Z tą myślą i lekkim uśmiechem na ustach, ruszyłem w stronę drzwi, już za moment biorąc głęboki wdech, napawając się zbawiennym wpływem świeżego powietrza, na moje rozgrzane ciało. Zdecydowanie wolałbym zostać w domu. Praktycznie w tym samym momencie, w którym o tym pomyślałem, do moich uszu dobiegł jęk, który doskonale oddawał to jak się teraz czułem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to nie ja jęknąłem, w związku z czym w pierwszej chwili miałem zamiar się wycofać. Ciekawość, jednak wzięła nade mną górę i już za moment zacząłem ostrożnie rozglądać się za źródłem dźwięku. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zapewne to tylko dwoje nastolatków, którzy wypili za dużo - tak, na balu - i po prostu poczuli silną potrzebę uprawiania seksu w krzakach, jednak zainteresował mnie fakt, że jęk, który usłyszałem zdecydowanie należał do mężczyzny.
Poprawiłem włosy, które od tego całego potu, zaczęły lepić mi się do twarzy i powoli zszedłem po schodach, stając na równym chodniku. Na pierwszy rzut oka nic nie zauważyłem. Może się przesłyszałem? Albo wymyśliłem sobie ten dźwięk? Istniało takie prawdopodobieństwo. Tym bardziej, że od tego jak głośno grała muzyka - wciąż przypominam, że to bal - prawdopodobnie ogłuchłem. Westchnąłem cicho i już miałem się pogodzić z tym, że powoli zaczynam głuchnąc, kiedy dźwięk rozległ się po raz kolejny, odrobinę bardziej stłumiony, gdzieś po mojej prawej stronie.
Momentalnie odwróciłem głowę w tamtą stronę, jednak przez to jak ciemno było, nie byłem w stanie nic zobaczyć. Zrobiłem, więc kilka kroków w tamtym kierunku. Co też mi do głowy strzeliło, żeby bawić się w podglądacza? Może, gdyby Hibiya częściej miał ochotę.. Momentalnie skarciłem się w duchu za takie myślenie i pokręciłem głową, by odrzucić od siebie niechciane myśli. Kiedy jednak znacznie się zbliżyłem, w jęku - już trzecim - odnalazłem coś znajomego, stwierdzając wszem i wobec, że z tego braku stosunków, aż sobie coś uroiłem. Mimo wszystko coś podpowiadało mi, żebym szedł dalej. Jakaś niewidzialna siła przyciągała mnie do tamtego miejsca, abym już po niecałej minucie przeżył szok. Niektóre rzeczy były bardziej znajome od innych.
~*~
Po tym jak zacisnąłem gwałtownie oczy, otworzyłem je dopiero wtedy, gdy nie znajdowałem się już w zasięgu żadnego światła. Nie pamiętałem, abym w jakiekolwiek sposób się przemieszczał czy też, by to ktoś mnie przenosił, więc doszedłem do oczywistego wniosku, że po prostu straciłem przytomność. Komuś się zachciało żartów?, pomyślałem zirytowany, jednak z biegiem czasu zacząłem przypominać sobie co się wydarzyło. Najpierw zobaczyłem dwoje czerwonych oczu, a potem nagle zrobiło się ciemno. Mimowolnie zadrżałem, przypominając sobie ten przerażający, wręcz świecący kolor czerwieni. Spróbowałem się poruszyć, chcąc podnieść się z zimnego betonu, jednak właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, iż moje ruchy są ograniczone. Właściwie to tylko moje nadgarstki były związane za plecami czymś, co zdecydowanie nie było liną. Nieprzyjemnie drażniło skórę, sprawiając ból, a im większy ból czułem w nadgarstkach i samych ramionach, wygiętych - prawdopodobnie od dłuższego czasu - pod dziwnym kątem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z istnienia innych części swojego ciała. Na końcu dotarło do mnie, iż dolne partie mojego ciała emanują dziwnym dyskomfortem, a nawet bóle i gdy spojrzałem w dół, z moich ust wydostał się pierwszy przeciągły jęk. To chyba jakieś żarty. Nie mogę mieć aż takiego pecha, żeby trafić na jakieś monstrum akurat w dniu balu. I to monstrum miałoby mieć, za przeproszeniem chcicę i popęd seksualny niczym sam Delic? Niemożliwe. Tak mi się przynajmniej wydawało, do momentu, kiedy nie poczułem znajomego bólu w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Czy zdajesz sobie.. Sprawę z tego.. Kim jestem? - syknąłem, jednak sam przed sobą musiałem przyznać, że w tej sytuacji, w której się znalazłem, brzmiałem naprawdę żałośnie. W dodatku mój rozmówca zdawał się mnie nie rozumieć lub po prostu nie słuchać, co wydawało mi się bardziej prawdopodobne. Wszakże był zajęty innymi częściami mojego ciała. Kto to w ogóle widział, żeby zostać zgwałconym z Halloween? W dodatku w takim miejscu i w taki sposób. Z moich ust wydostał się kolejny jęk i bynajmniej nie był to jęk bólu czy protestu, za co skarciłem sam siebie. W dodatku słyszałem za sobą jakieś szmery, podobne do ludzkich kroków, co wzbudzało we mnie większe przerażenie, niż powinno. Aby choć odrobinę stłumić swój głos - w razie, gdybym kolejny raz zechciał jęknąć - przygryzłem dolną wargę, przy okazji z trudem przełykając ślinę i mocno zaciskając oczy. Co za absurd, powtarzałem w myślach, czując się naprawdę dziwnie z tym, że za moment ktoś miał zobaczyć mnie w takiej sytuacji. W dodatku przy zaciśnięciu oczu, łzy, które się w nich zbierały, postanowiły wypłynąć na moje policzki. A może płakałem już wcześniej?
~*~
Nie miałem pojęcia w jaki sposób powinienem zareagować. To wszystko wydawało mi się tak nierealne, że aż nieprawdziwe. Jak to możliwe, że straciłem go z oczu na chwilę, a potem znalazłem w takiej sytuacji? "Takiej sytuacji" to zbyt delikatne określenie na to co zobaczyłem. Oczywistym jest, że momentalnie poczułem się okropnie zirytowany, tudzież zdenerwowany obrazem, który się przede mną malował. Jakim prawem ktoś śmiał posiąść w taki sposób ciało mojego księcia? Tym bardziej było to niedopuszczalne, biorąc pod uwagę jak długo sam nie odważyłem się tego zrobić. No dobrze, może odważyłem się dość szybko, co nie zmienia faktu, że obecna sytuacja nie powinna była mieć miejsca. Poczułem się odpowiedzialny za to co się stało, bo w końcu to ja go zostawiłem, nie uprzedzając przed tym, że idę tylko po coś do picia. Pod pewnym względem byłem zadowolony z owej sytuacji. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, iż ruszył się ze swojego miejsca na ławce pod ścianą, aby mnie poszukać, co napawało mnie radością.
- Hej! - rzuciłem, wkładając dłonie do kieszeni spodni, po uprzednim poprawieniu swoich włosów. Niestety nie uzyskałem żadnego odzewu. Jedynie - spójrzmy prawdzie w oczy - gwałcony właśnie chłopak, drgnął lekko, a nawet bardzo, prawdopodobnie na dźwięk mojego głosu i z tego co mi się wydaje oraz co udało mi się dojrzeć w tych ciemnościach, odwrócił głowę w moją stronę. W tym momencie przeżyłem kolejny szok. Rzadko czy raczej prawie nigdy nie było sposobności, abym widział Hibiyę w takim stanie. Zdarzyło się może ze dwa, trzy razy, a znamy się już dość długo. Nie lubił po prostu pokazywać swoich słabości. Tym bardziej byłem zdenerwowany. Jakim prawem, ktoś śmiał doprowadzić go do takiego stanu? Zbliżyłem się jeszcze odrobinę bardziej i stanąłem na tyle blisko, aby w końcu zwrócić na siebie uwagę. - Co tobie się wydaje, że robisz? - syknąłem, patrząc z nienawiścią - a tak mi się przynajmniej wydaje - na to coś. Nie mogłem określić dokładnie czym lub kim było. Wydawało się, że to człowiek, jednak z tej odległości dałoby się dostrzec jakieś konkretne zarysy twarzy czy czegokolwiek, a tymczasem jawiła się przede mną czarna, bliżej nieokreślona masa, przypominająca cień, aniżeli cokolwiek materialnego.
W końcu chyba udało mi się zwrócić na siebie uwagę, ponieważ owe stworzenie uniosło na mnie wzrok. Przez chwilę poczułem się sparaliżowany. Nie wiem czy strachem, ale po prostu nie byłem w stanie się ruszyć, kiedy wpatrywała się we mnie para szkarłatnych, świecących oczu. Co to do cholery jest?, spytałem sam siebie w myślach i za moment odruchowo zacisnąłem pięści, to samo robiąc z zębami. Musiałem się opanować i obronić swojego księcia, jak przystało na dobrego sługę. Właśnie dlatego rozejrzałem się za czymś, czego mógłbym użyć w takiej sytuacji i - choć wydawało mi się to zadziwiająco idiotyczne - już po chwili złapałem łopatę opartą o ścianę budynku gospodarczego, znajdującego się obok sali, na której wciąż bawili się ludzie i ruszyłem z powrotem w stronę dwójki znajdującej się na ziemi.
~*~
Gdybym nie był tak bardzo szczęśliwy na jego widok, pewnie spytałbym go teraz co on najlepszego wyprawia, przy okazji nazywając go idiotą. Powstrzymałem się jednak, a dokładniej rzecz ujmując nie miałem siły ani sposobności, aby się nad tym zastanawiać. Z odczuwanego bólu powoli zaczynało mi się robić przed oczami, a powstrzymując się od wydawania jakichkolwiek dzięków, już dawno przegryzłem dolną wargę i robiło mi się naprawdę niedobrze, gdy czułem metaliczny posmak w ustach. Oczywistym jest, że im więcej czarnych plam pojawiało się przed moimi oczami, tym trudniej było mi się powstrzymywać od wydawania z siebie tych wszystkich upokarzających dźwięków. Czemu Delicowi tak długo zajmuje przetworzenie informacji? Powiedziałbym, że to prostak, jednak tym razem nie mam nawet ochoty na wyzywanie go w taki czy inny sposób. Stęknąłem cicho, zdając sobie sprawę z tego, że nie czuję już swoich nóg, a chwilę później ucieszyłem się, odczuwając nagle błogi spokój. Prawdopodobnie straciłem przytomność, jednak nim to nastąpiło, udało mi się zauważyć blondyna, stojącego przede mną. Tylko dlaczego trzymał w ręce łopatę? Mówiłem, że prostak. Przez chwilę wydało mi się, że wyglądał na zaniepokojonego - choć wydawał się być bardziej zdenerwowany, aniżeli zmartwiony - i może nawet wypowiedział moje imię, ale teraz już nie byłem w stanie stwierdzić na pewno.
~*~
Pytałem sam siebie, co wyprawiam, kiedy podchodziłem do tego czegoś z łopatą. Nawet mnie pomysł ten wydawał się potwornie głupi. Działała jednak, czym byłem ogromnie zaskoczony. Choć może to nie była moja zasługa? Nagle zjawa po prostu odsunęła się od Hibiyi, a kiedy mrugnąłem, w ciągu ułamku sekundy zniknęła. W pierwszej chwili rozejrzałem się na boki czy przypadkiem nie ma zamiaru mnie zaatakować, jednak gdy usłyszałem pod sobą stęknięcie, praktycznie od razu zerknąłem w tamtą stronę. Chłopak nie wyglądał najlepiej, a i to było mało powiedziane. Zawołałem go po imieniu, widząc, że zaczyna tracić przytomność, wyrzucając przy tym narzędzie, którym się posłużyłem. Kucnąłem obok i podłożyłem ramię pod jego plecy, żeby w pierwszej chwili go posadzić. Nie miałem pojęcia czy go to nie boli i właściwie odrobinę martwiłem się, że mogę mu zrobić jeszcze większą krzywdę. Poprawiłem mu jednak, naprawdę ostrożnie, ubrania i rozglądając się czy nie ma w pobliżu żadnych świadków, wziąłem go na ręce. A potem chwilę tak zostaliśmy. On nieprzytomny w moich ramionach, a ja patrzący na jego spokojny twarz. Miał lekko opuchnięte oczy, zaczerwieniony nos i pozostałości łez na policzkach, jednak cieszyłem się, że jest już bezpieczny i zdobyłem się nawet na delikatny uśmiech. Cieszę się, że tylko ja widzę go takiego bezbronnego. Westchnąłem cicho. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem tak myśleć. W końcu najważniejsze, żeby zawsze był szczęśliwy i przede wszystkim bezpieczny.
Ruszyłem w końcu w stronę drogi. Miałem zamiar udać się do domu jakimiś odludniejszymi uliczkami, bo pewnym było, iż idąc z nieprzytomnym chłopakiem na rękach po głównej ulicy, będą wzbudzał sensację. Nawet, jeśli pora była już dość późna i po ulicach nie chodziło zbyt wiele osób.
Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, praktycznie od razu skierowałem swoje kroki do łazienki, gdzie powoli i delikatnie rozebrałem mojego chłopaka, następnie napuszczając wody do wanny, żeby go umyć. Podejrzewałem, że nawet w takim stanie, byłby na mnie zły, gdyby się obudził taki brudny, wiedząc, że mogłem go umyć. To nawet lepiej. Przynajmniej go nie bolało. Pokręciłem głową, a potem przyjrzałem się kruchej osobie w wannie, wzdychając po raz kolejny. Nawet nie potrafię go przypilnować. W pewnym sensie jest sobie trochę winien sam, ale to ja odszedłem bez słowa. Z takimi i tym podobnymi myślami dokończyłem go myć, potem wyciągnąłem go z wanny i wytarłem, ostatecznie układając jego ciało pod kołdrą, na łóżku w sypialni. Przez chwilę go obserwowałem, mimowolnie odgarniając mu włosy z czoła i za moment z cichym westchnieniem wyszedłem z pokoju. Najpierw musiałem sobie jeszcze przygotować kolację i się umyć. Dopiero potem miałem zamiar się położyć.
~*~
Kiedy otworzyłem oczy, za oknem było jasno, co bardzo mnie zdziwiło. Czy nie byliśmy dopiero co na balu? I jak ja się znalazłem w domu? Zadawałem sobie te i tym podobne pytania, leżąc z wciąż na wpół przymkniętymi oczami. Delica jak zwykle nie było już w łóżku, jednak nie mógł wstać dawno, ponieważ pościel nadal była nagrzana. Czy muszę wstawać?, spytałem sam siebie. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie, bo przecież dziś jest wolne, ale już za moment mój mózg rozbudził się na tyle, aby uświadomić mi, jak bardzo jestem spragniony. Jęknąłem przez suchość w gardle, którą odczuwałem i drgnąłem lekko, za moment jęcząc po raz kolejny. Tym razem z winy bólu, który rozszedł się po moim ciele. Jak na zawołanie w mojej głowie przewijać zaczęły się wspomnienia z wczorajszego - jak się domyśliłem - wieczora i naprawdę nie mogłem uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Może tylko mi się to przyśniło? Ale skąd w takim razie ten ból? ... Wiem skąd, ale jednak.. I tak właśnie biłem się ze swoimi myślami przez kolejne minuty.
Po upływie może pięciu, może dziesięciu podniosłem się ostrożnie do pozycji siedzącej, tłumiąc kolejny dźwięk wydobywający się z mojego gardła poprzez zaciśnięcie zębów i ostatecznie wstałem, trochę kołysząc się na nogach. Mogłem sobie wyobrazić jak niezgrabnie szedłem, przemieszczając się w stronę drzwi. Postanowiłem, że najpierw się napiję, a potem dopiero pomyślę co zrobić.
Na szczęście w kuchni nikogo nie było, więc bez problemu - no może z małymi, ale były one spowodowane jedynie bólem - nalałem sobie wody do szklanki i wypiłem ją jednym duszkiem. Odstawiłem szklankę do zlewu i skierowałem swoje kroki do korytarza, rozmyślając o tym jak bardzo nienawidzę Halloween. Przy okazji usłyszałem jakieś stukanie w łazience, więc domyśliłem się, że właśnie tam znajduje się mój współlokatora, a przy tym chłopak.
- Delic, ty prostaku! To wszystko twoja wina!
KONIEC
- Ty nadrabiasz za nas dwoje. Wyglądasz pięknie. - pochwaliłem go, na nowo się uśmiechając i nieubłaganie zbliżając się w stronę budynku szkoły.
- Ja zawsze tak wyglądam. - stwierdził, prychając przy tym, jednak znajdowałem się na tyle blisko, że bez problemu zauważyłem rumieniec na jego twarzy. Być może nie był wielki, a gdybym mu to wypomniał, usprawiedliwiałby się zimnem, jednak co moje, to moje.
- Oczywiście. - przytaknąłem i do momentu, kiedy znaleźliśmy się już w szkole, więcej nie rozmawialiśmy.
~*~
Oczywiście, że uwielbiam, kiedy prawi mi się komplementy. Tym bardziej, że zwykle ludzie nie wiedzieli, iż powinni to robić. Dlatego właśnie są tacy upierdliwi i również dlatego wybrałem sobie jednego, odpowiedniego. A ten jeden odpowiedni zgubił mi się w tłumie po zaledwie dziesięciu minutach od dotarcia na bal. Prostak. Po raz kolejny rozejrzałem się dookoła, starając się odnaleźć tę blond czuprynę lub chociaż białe słuchawki, z którymi nigdzie się nie rozstawał. Jak na złość nie rzuciły mi się w oczy, przez co mimowolnie westchnąłem, opierając się na moment o ścianę. Gdzie też mógł się podziać? I dlaczego w ogóle mnie zostawił?, spytałem sam siebie, właściwie nie wiem z jakiego powodu. Wywróciłem oczami, kiedy zdałem sobie sprawę, że chłopak siedzący na ławce obok mnie, stara się chyba poprosić mnie do tańca. To było absurdalne. Kolejny prostak, który najwidoczniej pomylił mnie z dziewczyną. Odepchnąłem się gwałtownie od ściany i zaciskając dłonie w pięści, zacząłem przepychać się między tymi obleśnymi, spoconymi ciałami. Jak na złość co chwilę ktoś na mnie wpadał, wywołując kolejne i kolejne skrzywienie na mojej twarzy. No i gdzie on jest? Przekląłem cicho, z ulgą przyjmując fakt, iż udało mi się wydostać z sali. Na korytarzu stały tylko pojedyncze osoby, dzięki czemu o wiele łatwiej byłoby mi kogokolwiek znaleźć. Ale oczywiście ten pies jak zwykle nie może być tam, gdzie powinien. Cały bal odbywał się w budynku sąsiadującym ze szkołą. Nie był duży i raczej przypominał stołówkę, aniżeli wystawną salę balową, jednak nie miałem co narzekać. Właściwie nie chciałem tutaj być. To tylko tak, żeby zrobić na złość mojemu nierozgarniętemu kuzynowi.
Postanowiłem w końcu wyjść na świeże powietrze. W całym budynku panował zdecydowanie zbyt wielki zaduch, a ja czułem dyskomfort związany z lepiącymi się do mojego ciała fragmentami ubrań. Głównie ze względu na to nie lubiłem szkolnych imprez. Zawsze były organizowane w zbyt małych miejscach, a przez to zawsze było zbyt tłoczno i nie można się było, nawet spokojnie poruszać, nie potrącając przy tym innych osób. Właściwie, wróciłbym już do domu.
~*~
Postanowiłem pójść nam po coś do picia i jestem pewien, że straciłem go z oczu na zaledwie kilka sekund, jednak jak się można domyślić, już go potem nie znalazłem. W jednej chwili stał obok mnie, a w kolejnej po prostu go przy mnie nie było, za to na jego miejscu stała jakaś blondynka. Chyba rzeczywiście jestem nierozgarnięty. Jeszcze raz rozejrzałem się po sali, a zaraz potem z ogromną niechęcią postawiłem zwrócić się do swojej sąsiadki w tej okrutnej niedoli.
- Przepraszam czy nie widziałaś może.. - zacząłem, jednak nie dane było mi skończyć, ponieważ dziewczyna już teraz uśmiechnęła się do mnie w ten typowy sposób i zawijając włosy na palcu, zabrała jeden z kubków z mojej dłoni, prawie od razu upijając z niego łyk lub dwa. To nie będzie łatwa rozmowa, pomyślałem, powstrzymując się od wywrócenia oczami. Nie wypadało zachować się w podobny sposób w towarzystwie damy. Choć ta na damę nie wyglądała. Typowo za krótka spódniczka i koszulka na ramiączkach, odsłaniająca zdecydowanie zbyt dużo ciała.
- Może zatańczymy? - spytała, zalotnie trzepocząc rzęsami i przy okazji zupełnie ignorując to, że cokolwiek do niej powiedziałem. Pewnie, nawet nie wiedziała, że mówiłem do niej. Byłem na tyle pochłonięty osobą bruneta, którego już na początku balu udało mi się zgubić, że teraz to ja nie zwracałem uwagi na to co do mnie mówi. Patrząc na jej usta, widziałem odrobinę mniejsze i na pewno nie pomalowane szminką, jednak gładkie i zadbane, nie popękane ani spierzchnięte, należące do mojego chłopaka. Zerkając na jej oczy, pomyślałem, że Hibiya ma dłuższe rzęsy bez malowania ich tuszem i kolor jego złotych oczu jest zdecydowanie ładniejszy od brudnej zieleni, która właśnie przewiercała mnie wzrokiem. Również cerę miała gorszą, a tak przynajmniej wnioskuję, patrząc na to ile nałożyła na siebie podkładu. Można powiedzieć, że nawet w tych ciemnościach jej twarz cała tłusto się świeciła. - Słuchasz mnie? - dopiero tymi słowami udało jej się sprowadzić mnie na ziemię. Zamrugałem kilkukrotnie nie będąc z początku w stanie, wydostać się z amoku, w który popadłem przez własne przemyślenia.
- Nie. - rzuciłem znudzony i zabrałem się za nalewanie napoju, który wyglądał mi na oranżadę, do nowego kubka. Pewnie zwróciłbym na nią większą uwagę, gdybym interesował się jej podobnymi. I gdybym nie zgubił własnego chłopaka.
~*~
Poczułem się odrobię lepiej, kiedy w końcu znalazłem się na zewnątrz. Chłodne powietrze przyjemnie ochładzało moją spoconą i rozpaloną od duszności skórę. Poluźniłem kołnierz i z cichym westchnieniem oparłem się o murek, okalający schody. Nie lubiłem przebywać w samotności. Zwłaszcza wtedy, gdy byłem na zewnątrz, gdy było ciemno i nie miał mnie kto wielbić. Z jednej strony nie chciałem jeszcze wracać do środka, a z drugiej nie chciałem zostawać samemu w tych ciemnościach. Jak zwykle w takich sytuacjach, miałem dziwne przeświadczenie, że ktoś mnie obserwuje. Momentalnie na moim karku wytworzyła się gęsia skórka, a ja skarciłem się cicho pod nosem za takie myślenie. To tylko wyobraźnia, przypomniałem sobie w myślach i wziąłem głębszy wdech, jeszcze odrobinę bardziej poluźniając ciasne ubranie przy szyi. W tym momencie przeklinałem w myślach osobę, która nie zamontowała w pobliżu wejścia żadnej lampy. Kto był tak mądry, by tego nie zrobić? Jakiś kolejny prostak. Czemu wszyscy muszą być takimi idiotami? Kogo ja w ogóle kocham, matko. Mimowolnie parsknąłem cicho pod nosem na swoje własne myśli, w kolejnej chwili wzdrygając się, kiedy usłyszałem za sobą hałas, podobny do szeleszczenia liści. Tym większe prawdopodobieństwo nadawał temu fakt, że rzeczywiście dookoła budynku zostały posadzone krzewy. Kolejny bezsensowny pomysł. Strata czasu na jakieś brzydkie badyle, bo oczywistym jest, iż nawet nie pokwapili się o zakup jakichś ładnych, porządnych roślin.
Z jednej strony bardzo chciałem się odwrócić, bo to w końcu odruch bezwarunkowy w podobnych sytuacjach, jednak czując strach moje ciało było na tyle sparaliżowane, że nie drgnąłem nawet o milimetr. Pojawiło się u mnie za to, to nieprzyjemnie uczucie pustki z tyłu głowy i chłodu oblewającego moje ciało, nawet jeśli miałem na sobie ubrania i jeszcze przed momentem było mi okropnie wręcz gorąco. Z trudem przełknąłem ślinę i już w tym momencie wiedziałem, że coś jest nie tak. Przynajmniej nie tak jak powinno być.
Chwilę zajęło mi zebranie w sobie na tyle dużo siły, aby chociażby poruszyć dłonią, nie mówiąc nawet o tym, że za moment odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni i wpatrzyłem w ciemność, samemu nie wiedząc co staram się tam zobaczyć.
Automatycznie wykonałem krok w tył, kiedy pomiędzy liśćmi udało mi się dostrzec dwa czerwone punkty. Nie miałem pojęcia czym mogły być i nie wyglądały ani odrobinę naturalnie, przez co też ani odrobinę zachęcająco. Chciałem jak najszybciej znaleźć się znów w środku, wśród tych wszystkich, nawet jeśli upoconych, osób. Co ja najlepszego wyprawiam?, spytałem sam siebie w myślach, kiedy to nie potrafiłem zmusić swojego ciała do jakiegokolwiek ruchu czy chociażby odwrócenia wzroku. Sam nie wiem ile czasu wpatrywałem się w to samo miejsce, nie zwracając nawet uwagi na to czy owe dwa punkty nadal się tam znajdują. A potem coś ciemnego mignęło mi przed oczami.
~*~
Od kilku minut zastanawiałem się czy powinienem poszukać mojego księcia, czy jednak poczekać aż on sam mnie znajdzie. To pewne, że czy będę chodził w kółko, czy stał tutaj i tak się na mnie zezłości. Na tę myśl mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem i upiłem łyk napoju z kubka, ostatecznie jednak postanawiając ruszyć się z miejsca. Zaniepokoił mnie fakt, że nigdzie nie mogłem dostrzec - nawet, jeśli w tych ciemnościach - złotej peleryny. Zawsze się denerwuje, kiedy mówię, że jest żółta, przypomniałem sobie, upijając kolejny łyk z kubka, a po chwili zastanowienia wypiłem całą jego zawartość i wyrzuciłem do kosza stojącego pod ścianą, zaczynając przepychać się między ludźmi. Tylko od czasu do czasu kogoś przepraszałem, bo w większości przypadków nikt nie zwracał na mnie uwagi. Całe szczęście. Jeszcze mi brakuje, żeby teraz ktoś zechciał robić mi wyrzuty. Gdy dotarłem w końcu do wyjścia z sali, odetchnąłem cicho. Mimo wszystko było tam naprawdę gorąco. Włosy zdążyły mi się spocić na tyle, że pojedyncze kosmyki kleiły mi się do czoła. Bardziej, niż bal, pasuje tutaj stwierdzenie "klubowa dyskoteka". Na korytarzu znajdowało się znacznie mniej osób, dzięki czemu od razu udało mi się stwierdzić, że tu też go nie ma. Mimowolnie zmarszczyłem brwi. Skoro nie było go na sali ani nie ma go na korytarzu, to gdzie się niby schował? Sapnąłem niezadowolony i już miałem wrócić z powrotem na salę, kiedy zdałem sobie sprawę, że tak właściwie nie chce tam jeszcze wracać. Nawet jeśli Hibiya ma być na mnie potem jeszcze bardziej zdenerwowany. Z tą myślą i lekkim uśmiechem na ustach, ruszyłem w stronę drzwi, już za moment biorąc głęboki wdech, napawając się zbawiennym wpływem świeżego powietrza, na moje rozgrzane ciało. Zdecydowanie wolałbym zostać w domu. Praktycznie w tym samym momencie, w którym o tym pomyślałem, do moich uszu dobiegł jęk, który doskonale oddawał to jak się teraz czułem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że to nie ja jęknąłem, w związku z czym w pierwszej chwili miałem zamiar się wycofać. Ciekawość, jednak wzięła nade mną górę i już za moment zacząłem ostrożnie rozglądać się za źródłem dźwięku. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zapewne to tylko dwoje nastolatków, którzy wypili za dużo - tak, na balu - i po prostu poczuli silną potrzebę uprawiania seksu w krzakach, jednak zainteresował mnie fakt, że jęk, który usłyszałem zdecydowanie należał do mężczyzny.
Poprawiłem włosy, które od tego całego potu, zaczęły lepić mi się do twarzy i powoli zszedłem po schodach, stając na równym chodniku. Na pierwszy rzut oka nic nie zauważyłem. Może się przesłyszałem? Albo wymyśliłem sobie ten dźwięk? Istniało takie prawdopodobieństwo. Tym bardziej, że od tego jak głośno grała muzyka - wciąż przypominam, że to bal - prawdopodobnie ogłuchłem. Westchnąłem cicho i już miałem się pogodzić z tym, że powoli zaczynam głuchnąc, kiedy dźwięk rozległ się po raz kolejny, odrobinę bardziej stłumiony, gdzieś po mojej prawej stronie.
Momentalnie odwróciłem głowę w tamtą stronę, jednak przez to jak ciemno było, nie byłem w stanie nic zobaczyć. Zrobiłem, więc kilka kroków w tamtym kierunku. Co też mi do głowy strzeliło, żeby bawić się w podglądacza? Może, gdyby Hibiya częściej miał ochotę.. Momentalnie skarciłem się w duchu za takie myślenie i pokręciłem głową, by odrzucić od siebie niechciane myśli. Kiedy jednak znacznie się zbliżyłem, w jęku - już trzecim - odnalazłem coś znajomego, stwierdzając wszem i wobec, że z tego braku stosunków, aż sobie coś uroiłem. Mimo wszystko coś podpowiadało mi, żebym szedł dalej. Jakaś niewidzialna siła przyciągała mnie do tamtego miejsca, abym już po niecałej minucie przeżył szok. Niektóre rzeczy były bardziej znajome od innych.
~*~
Po tym jak zacisnąłem gwałtownie oczy, otworzyłem je dopiero wtedy, gdy nie znajdowałem się już w zasięgu żadnego światła. Nie pamiętałem, abym w jakiekolwiek sposób się przemieszczał czy też, by to ktoś mnie przenosił, więc doszedłem do oczywistego wniosku, że po prostu straciłem przytomność. Komuś się zachciało żartów?, pomyślałem zirytowany, jednak z biegiem czasu zacząłem przypominać sobie co się wydarzyło. Najpierw zobaczyłem dwoje czerwonych oczu, a potem nagle zrobiło się ciemno. Mimowolnie zadrżałem, przypominając sobie ten przerażający, wręcz świecący kolor czerwieni. Spróbowałem się poruszyć, chcąc podnieść się z zimnego betonu, jednak właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, iż moje ruchy są ograniczone. Właściwie to tylko moje nadgarstki były związane za plecami czymś, co zdecydowanie nie było liną. Nieprzyjemnie drażniło skórę, sprawiając ból, a im większy ból czułem w nadgarstkach i samych ramionach, wygiętych - prawdopodobnie od dłuższego czasu - pod dziwnym kątem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z istnienia innych części swojego ciała. Na końcu dotarło do mnie, iż dolne partie mojego ciała emanują dziwnym dyskomfortem, a nawet bóle i gdy spojrzałem w dół, z moich ust wydostał się pierwszy przeciągły jęk. To chyba jakieś żarty. Nie mogę mieć aż takiego pecha, żeby trafić na jakieś monstrum akurat w dniu balu. I to monstrum miałoby mieć, za przeproszeniem chcicę i popęd seksualny niczym sam Delic? Niemożliwe. Tak mi się przynajmniej wydawało, do momentu, kiedy nie poczułem znajomego bólu w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Czy zdajesz sobie.. Sprawę z tego.. Kim jestem? - syknąłem, jednak sam przed sobą musiałem przyznać, że w tej sytuacji, w której się znalazłem, brzmiałem naprawdę żałośnie. W dodatku mój rozmówca zdawał się mnie nie rozumieć lub po prostu nie słuchać, co wydawało mi się bardziej prawdopodobne. Wszakże był zajęty innymi częściami mojego ciała. Kto to w ogóle widział, żeby zostać zgwałconym z Halloween? W dodatku w takim miejscu i w taki sposób. Z moich ust wydostał się kolejny jęk i bynajmniej nie był to jęk bólu czy protestu, za co skarciłem sam siebie. W dodatku słyszałem za sobą jakieś szmery, podobne do ludzkich kroków, co wzbudzało we mnie większe przerażenie, niż powinno. Aby choć odrobinę stłumić swój głos - w razie, gdybym kolejny raz zechciał jęknąć - przygryzłem dolną wargę, przy okazji z trudem przełykając ślinę i mocno zaciskając oczy. Co za absurd, powtarzałem w myślach, czując się naprawdę dziwnie z tym, że za moment ktoś miał zobaczyć mnie w takiej sytuacji. W dodatku przy zaciśnięciu oczu, łzy, które się w nich zbierały, postanowiły wypłynąć na moje policzki. A może płakałem już wcześniej?
~*~
Nie miałem pojęcia w jaki sposób powinienem zareagować. To wszystko wydawało mi się tak nierealne, że aż nieprawdziwe. Jak to możliwe, że straciłem go z oczu na chwilę, a potem znalazłem w takiej sytuacji? "Takiej sytuacji" to zbyt delikatne określenie na to co zobaczyłem. Oczywistym jest, że momentalnie poczułem się okropnie zirytowany, tudzież zdenerwowany obrazem, który się przede mną malował. Jakim prawem ktoś śmiał posiąść w taki sposób ciało mojego księcia? Tym bardziej było to niedopuszczalne, biorąc pod uwagę jak długo sam nie odważyłem się tego zrobić. No dobrze, może odważyłem się dość szybko, co nie zmienia faktu, że obecna sytuacja nie powinna była mieć miejsca. Poczułem się odpowiedzialny za to co się stało, bo w końcu to ja go zostawiłem, nie uprzedzając przed tym, że idę tylko po coś do picia. Pod pewnym względem byłem zadowolony z owej sytuacji. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, iż ruszył się ze swojego miejsca na ławce pod ścianą, aby mnie poszukać, co napawało mnie radością.
- Hej! - rzuciłem, wkładając dłonie do kieszeni spodni, po uprzednim poprawieniu swoich włosów. Niestety nie uzyskałem żadnego odzewu. Jedynie - spójrzmy prawdzie w oczy - gwałcony właśnie chłopak, drgnął lekko, a nawet bardzo, prawdopodobnie na dźwięk mojego głosu i z tego co mi się wydaje oraz co udało mi się dojrzeć w tych ciemnościach, odwrócił głowę w moją stronę. W tym momencie przeżyłem kolejny szok. Rzadko czy raczej prawie nigdy nie było sposobności, abym widział Hibiyę w takim stanie. Zdarzyło się może ze dwa, trzy razy, a znamy się już dość długo. Nie lubił po prostu pokazywać swoich słabości. Tym bardziej byłem zdenerwowany. Jakim prawem, ktoś śmiał doprowadzić go do takiego stanu? Zbliżyłem się jeszcze odrobinę bardziej i stanąłem na tyle blisko, aby w końcu zwrócić na siebie uwagę. - Co tobie się wydaje, że robisz? - syknąłem, patrząc z nienawiścią - a tak mi się przynajmniej wydaje - na to coś. Nie mogłem określić dokładnie czym lub kim było. Wydawało się, że to człowiek, jednak z tej odległości dałoby się dostrzec jakieś konkretne zarysy twarzy czy czegokolwiek, a tymczasem jawiła się przede mną czarna, bliżej nieokreślona masa, przypominająca cień, aniżeli cokolwiek materialnego.
W końcu chyba udało mi się zwrócić na siebie uwagę, ponieważ owe stworzenie uniosło na mnie wzrok. Przez chwilę poczułem się sparaliżowany. Nie wiem czy strachem, ale po prostu nie byłem w stanie się ruszyć, kiedy wpatrywała się we mnie para szkarłatnych, świecących oczu. Co to do cholery jest?, spytałem sam siebie w myślach i za moment odruchowo zacisnąłem pięści, to samo robiąc z zębami. Musiałem się opanować i obronić swojego księcia, jak przystało na dobrego sługę. Właśnie dlatego rozejrzałem się za czymś, czego mógłbym użyć w takiej sytuacji i - choć wydawało mi się to zadziwiająco idiotyczne - już po chwili złapałem łopatę opartą o ścianę budynku gospodarczego, znajdującego się obok sali, na której wciąż bawili się ludzie i ruszyłem z powrotem w stronę dwójki znajdującej się na ziemi.
~*~
Gdybym nie był tak bardzo szczęśliwy na jego widok, pewnie spytałbym go teraz co on najlepszego wyprawia, przy okazji nazywając go idiotą. Powstrzymałem się jednak, a dokładniej rzecz ujmując nie miałem siły ani sposobności, aby się nad tym zastanawiać. Z odczuwanego bólu powoli zaczynało mi się robić przed oczami, a powstrzymując się od wydawania jakichkolwiek dzięków, już dawno przegryzłem dolną wargę i robiło mi się naprawdę niedobrze, gdy czułem metaliczny posmak w ustach. Oczywistym jest, że im więcej czarnych plam pojawiało się przed moimi oczami, tym trudniej było mi się powstrzymywać od wydawania z siebie tych wszystkich upokarzających dźwięków. Czemu Delicowi tak długo zajmuje przetworzenie informacji? Powiedziałbym, że to prostak, jednak tym razem nie mam nawet ochoty na wyzywanie go w taki czy inny sposób. Stęknąłem cicho, zdając sobie sprawę z tego, że nie czuję już swoich nóg, a chwilę później ucieszyłem się, odczuwając nagle błogi spokój. Prawdopodobnie straciłem przytomność, jednak nim to nastąpiło, udało mi się zauważyć blondyna, stojącego przede mną. Tylko dlaczego trzymał w ręce łopatę? Mówiłem, że prostak. Przez chwilę wydało mi się, że wyglądał na zaniepokojonego - choć wydawał się być bardziej zdenerwowany, aniżeli zmartwiony - i może nawet wypowiedział moje imię, ale teraz już nie byłem w stanie stwierdzić na pewno.
~*~
Pytałem sam siebie, co wyprawiam, kiedy podchodziłem do tego czegoś z łopatą. Nawet mnie pomysł ten wydawał się potwornie głupi. Działała jednak, czym byłem ogromnie zaskoczony. Choć może to nie była moja zasługa? Nagle zjawa po prostu odsunęła się od Hibiyi, a kiedy mrugnąłem, w ciągu ułamku sekundy zniknęła. W pierwszej chwili rozejrzałem się na boki czy przypadkiem nie ma zamiaru mnie zaatakować, jednak gdy usłyszałem pod sobą stęknięcie, praktycznie od razu zerknąłem w tamtą stronę. Chłopak nie wyglądał najlepiej, a i to było mało powiedziane. Zawołałem go po imieniu, widząc, że zaczyna tracić przytomność, wyrzucając przy tym narzędzie, którym się posłużyłem. Kucnąłem obok i podłożyłem ramię pod jego plecy, żeby w pierwszej chwili go posadzić. Nie miałem pojęcia czy go to nie boli i właściwie odrobinę martwiłem się, że mogę mu zrobić jeszcze większą krzywdę. Poprawiłem mu jednak, naprawdę ostrożnie, ubrania i rozglądając się czy nie ma w pobliżu żadnych świadków, wziąłem go na ręce. A potem chwilę tak zostaliśmy. On nieprzytomny w moich ramionach, a ja patrzący na jego spokojny twarz. Miał lekko opuchnięte oczy, zaczerwieniony nos i pozostałości łez na policzkach, jednak cieszyłem się, że jest już bezpieczny i zdobyłem się nawet na delikatny uśmiech. Cieszę się, że tylko ja widzę go takiego bezbronnego. Westchnąłem cicho. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem tak myśleć. W końcu najważniejsze, żeby zawsze był szczęśliwy i przede wszystkim bezpieczny.
Ruszyłem w końcu w stronę drogi. Miałem zamiar udać się do domu jakimiś odludniejszymi uliczkami, bo pewnym było, iż idąc z nieprzytomnym chłopakiem na rękach po głównej ulicy, będą wzbudzał sensację. Nawet, jeśli pora była już dość późna i po ulicach nie chodziło zbyt wiele osób.
Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, praktycznie od razu skierowałem swoje kroki do łazienki, gdzie powoli i delikatnie rozebrałem mojego chłopaka, następnie napuszczając wody do wanny, żeby go umyć. Podejrzewałem, że nawet w takim stanie, byłby na mnie zły, gdyby się obudził taki brudny, wiedząc, że mogłem go umyć. To nawet lepiej. Przynajmniej go nie bolało. Pokręciłem głową, a potem przyjrzałem się kruchej osobie w wannie, wzdychając po raz kolejny. Nawet nie potrafię go przypilnować. W pewnym sensie jest sobie trochę winien sam, ale to ja odszedłem bez słowa. Z takimi i tym podobnymi myślami dokończyłem go myć, potem wyciągnąłem go z wanny i wytarłem, ostatecznie układając jego ciało pod kołdrą, na łóżku w sypialni. Przez chwilę go obserwowałem, mimowolnie odgarniając mu włosy z czoła i za moment z cichym westchnieniem wyszedłem z pokoju. Najpierw musiałem sobie jeszcze przygotować kolację i się umyć. Dopiero potem miałem zamiar się położyć.
~*~
Kiedy otworzyłem oczy, za oknem było jasno, co bardzo mnie zdziwiło. Czy nie byliśmy dopiero co na balu? I jak ja się znalazłem w domu? Zadawałem sobie te i tym podobne pytania, leżąc z wciąż na wpół przymkniętymi oczami. Delica jak zwykle nie było już w łóżku, jednak nie mógł wstać dawno, ponieważ pościel nadal była nagrzana. Czy muszę wstawać?, spytałem sam siebie. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie, bo przecież dziś jest wolne, ale już za moment mój mózg rozbudził się na tyle, aby uświadomić mi, jak bardzo jestem spragniony. Jęknąłem przez suchość w gardle, którą odczuwałem i drgnąłem lekko, za moment jęcząc po raz kolejny. Tym razem z winy bólu, który rozszedł się po moim ciele. Jak na zawołanie w mojej głowie przewijać zaczęły się wspomnienia z wczorajszego - jak się domyśliłem - wieczora i naprawdę nie mogłem uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Może tylko mi się to przyśniło? Ale skąd w takim razie ten ból? ... Wiem skąd, ale jednak.. I tak właśnie biłem się ze swoimi myślami przez kolejne minuty.
Po upływie może pięciu, może dziesięciu podniosłem się ostrożnie do pozycji siedzącej, tłumiąc kolejny dźwięk wydobywający się z mojego gardła poprzez zaciśnięcie zębów i ostatecznie wstałem, trochę kołysząc się na nogach. Mogłem sobie wyobrazić jak niezgrabnie szedłem, przemieszczając się w stronę drzwi. Postanowiłem, że najpierw się napiję, a potem dopiero pomyślę co zrobić.
Na szczęście w kuchni nikogo nie było, więc bez problemu - no może z małymi, ale były one spowodowane jedynie bólem - nalałem sobie wody do szklanki i wypiłem ją jednym duszkiem. Odstawiłem szklankę do zlewu i skierowałem swoje kroki do korytarza, rozmyślając o tym jak bardzo nienawidzę Halloween. Przy okazji usłyszałem jakieś stukanie w łazience, więc domyśliłem się, że właśnie tam znajduje się mój współlokatora, a przy tym chłopak.
- Delic, ty prostaku! To wszystko twoja wina!
KONIEC
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wow, wow. Pieseł jest pod wrażeniem. Ja sama nie mogę uwierzyć, że wyrobiłam się jeszcze przed grudniem. Pomijając fakt, że jest to totalny shit - a przynajmniej druga połowa.
No, ale napisałam. Tradycja spóźnienia się z dodaniem wpisu podtrzymana i w ogóle super duper.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że komukolwiek - w choćby najmniejszym stopniu - się to spodoba. Napracowałam się nad tym, okey?
Miłego ranka, dnia, popołudnia, wieczoru lub nocy paszteciki moje~ <3
Ps. Nie sprawdzane, bo już mi się nie chce tego drugi raz czytać. Możecie wytykać mi błędy - pozwalam.